Ostatnio pojęcie "szantażu emocjonalnego" często przewija mi się przez głowę w odniesieniu do różnych osób, jako że zdaję się być osobą bardzo na to podatną. Żeby jednak nikogo nie oskarżać bezpodstawnie postanowiłam sprawdzić sobie jak się to pojęcie tak w zasadzie definiuje. Znalazłam między innymi artykuł, którego fragmenty tu przytoczę, a jeśli kogoś interesuje całość, to tu jest
link.
Zacznijmy więc od początku, od bardzo prostego stwierdzenia: między szantażem emocjonalnym, presją a nakłanianiem do czegoś jest bardzo płynna różnica. Zasadniczo szantaż emocjonalny można zdefiniować jako: "formę manipulacji polegającą na tym, że nasi bliscy grożą nam (bezpośrednio lub pośrednio), że nas ukarzą, jeśli nie zrobimy tego, czego sobie życzą".
Szantażysta jest ze wszech miar życzliwy i maskuje swoje działania stosując trzy główne narzędzia: lęk, poczucie obowiązku oraz poczucie winy. "Szantażysta wykorzystuje to, że czegoś się boimy (lęk), akcentuje jak wiele dla nas zrobił i jak bardzo powinniśmy mu za to być wdzięczni (poczucie obowiązku) lub potępia nas, oskarża czy też poniża słownie (poczucie winy)."
I oto dochodzimy do interesującego mnie meritum - szantażysta to nie tylko ktoś, kto nam grozi, zmusza siłą. Istnieją cztery typy szantażystów (znów cytat z artykułu):
- "Prokurator"- każdy sprzeciw ze strony ofiary budzi w nim złość, co z kolei prowadzi do posługiwania się przez niego groźbą będącą częściowo wynikiem wściekłości;
- "Biczownik" - mówi ofierze, że jeśli czegoś (ściśle precyzuje, co to ma być) nie zrobi, to on będzie smutny, nieszczęśliwy, rzuci pracę, zrujnuje sobie życie itp.;
- "Cierpiętnik" - przeżywać będzie rzekome katusze i będzie cierpiał dlatego, że ofiara nie uczyniła tego, co chciał;
- "Kusiciel" - obiecuje ofierze za wykonanie polecenia miłość, pieniądze itp., niestety, często nie spełnia danych obietnic.
Wydaje mi się, że dwa środkowe typy są najpopularniejsze jako niezamierzony szantaż emocjonalny. Ale nawet niezamierzone działanie danego typu wciąż klasyfikuje się pod to pojęcie.
Być może to tylko ja tak mam, ale na te dwa typy właśnie jestem najbardziej podatna. Poczucie winy i obowiązku króluje :/. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę kolejny fragmencik artykułu, jakże zgodny z prawdą: "Szantażysta, stosując powyższe techniki, próbuje przekonać ofiarę, że jest mądrzejszy, bardziej doświadczony, kocha ją, chce tego, co najlepsze. "
Pytanie tylko teraz jak sobie z tym radzić? Bo nawet jeśli uda mi się sprzeciwić, nie poddać się szantażowi, to poczucie winy, że zawiodłam, że nie spełniłam czyichś oczekiwań, że sprawiłam komuś przykrość jest po prostu straszne...