piątek, stycznia 26, 2007

Dawno mnie tu nie było...

Zdaje się, że znacząco zaniedbałam swojego bloga - cóż, bywają takie dni, kiedy się nie ma weny i takie, kiedy ma się wenę, ale brak dostępu. Dzis mam po trochu obojga ;)

Dużo się rzeczy ostatnimi czasy u mnie wydarzyło. I to dla odmiany rzeczy naprawdę pozytywnych :). To zapewne jeszcze jeden powód, dla którego nic nie piszę - nie mam czasu dla siebie. Chociaz własnie dla siebie ten czas mam zajęty.. Zapowiadają się szczęsliwsze dni, a kto wie, może nawet miesiące, wolę jednak serduszka zbytnio nie pobudzać nadzieją zbyt wczesnie - na razie niech sobie skacze z radosci, byle nie za mocno i nie za daleko w przyszłosć, potem zobaczymy ;).

Pamiętnik pewnej Otaku nie był ostatnimi czasy zbytnio uzupełniany - bo też i jak można mysleć o pisaniu pamiętnika, kiedy koń w stajni z każdą chwilą ma się coraz gorzej?? Pewne fragmenty, być może nie do końca spójne, zamieszczam poniżej:

Z pamiętnika Otaku Saki:

Zapowiadało się kilka nudnych dni oczekiwania na powrót mego rumaka do zdrowia, a jednak nudno nie było z pewnoscią. Postanowilismy trochę pozwiedzać okolicę (czyt. odciągnąć Fungekiego od wciąż rosnącej liczby Krabów), a kiedy wrócilismy w oczy rzuciła mi się siedząca przy stoliku postać - może nie znam się dokładnie na wszelkich niuansach rokugańskich, ale mony rodziny Matsu na stroju Ikoma to chyba nie jest normalne zjawisko... Asahina-san też się wyraźnie zainteresował, podeszlismy porozmawiać z ową dziwną postacią. Korzystając z okazji, zabierając Matsu-san, poszłam jeszcze zobaczyć co z Ki i ku mojemu przerażeniu okazało się, że zamiast poprawy jest tylko gorzej! Założone mu opatrunki zdawały się wcale nie pomagać, to nie stajnia Otaku, tutaj mogą mu nie pomóc!

Z nadzieją, że Asahina-san będzie w stanie pomóc udałam się do niego mijając ogromny tłum gosci zajazdu, wsród których nie brakowało już chyba przedstawicieli żadnego klanu, bo nawet skorpionie szaty gdzies mi mignęły. Asahina-san nie mogł pomóc, jednak jego towarzyszka, Matsu Tetsuko-san, zaoferowała mi opowiesć, która wspominała o niezwykłej masci Krabów, leczącej wszelkie rany. Oferowałam 6 koku jednej pani Yasuki i otrzymałam próbkę tego niezwykłego leku. Oby pomogło!

Niedługo po moim powrocie ze stajni do stolika dołączył znów Fungeki-san (opuscił go gdy pani Tetsuko zaczęła opowiadać o Yasukich) niosąc w ręku i proponując nam krabią sake - ciekawe skąd ją wziął...

Po paru chwilach w zajezdzie wybuchł rwetes, stało się cos niewyobrażalnego - morderstwo! Zabito jednego pana Yasuki i myslę, że nie tylko moje mysli nagle skoczyły ku Matsu.. Czyżby jednak nie był w stanie się opanować?

Na widok Schodzących po schodzach Yasukich w oczach Matsu-san znów błysnęła chęć mordu, a ręka sięgnęła do miecza - na decyzję miałam tylko ułamek sekundy, ale po alkoholu, obolały - dyskretnie podstawiłam mu nogę a on wyłożył się jak długi i stracił przytomnosć. Kazalismy odniesć go do pokoju, gdyż najwyraźniej wypił za dużo... Tylko co teraz? Czy Matsu jest winny? Jesli tak, to trzeba go natychmiast wydać, ale jesli nie, skazalibysmy niewinnego, wszak Asahina-san potwierdzi moje słowa, a to już dwóch samurajów przeciwko jednemu...

Brak komentarzy: