Ostatnimi czasy coraz częściej nachodzą mnie myśli o tym, że chyba nie mam ochoty na związek. I tylko pytanie powstaje - dlaczego? (no ok, powstaje także pytanie "skąd taki wniosek", ale to może później ;) ). Jeśli więc mi się nie odechce, to w najbliższym czasie powstanie seria postów o - jakże by inaczej - moich przemyśleniach damsko męskich. No ale do rzeczy...
Czy lepiej jest być samemu, czy z kimś? Oto jest pytanie. Większość osób bez zastanowienia odpowie, że z kimś. A ja odpowiem inaczej - z "tym" kimś. Z odpowiednią osobą - jasne, że lepiej. No ale wiadomo, że bez sensu decydować się na bycie z kimś bo po prostu można. Ale nie od razu wiadomo, że to "ten" ktoś. Czasem dopiero po jakimś czasie nabieramy takiej pewności. I tu jest właśnie problem - jak stwierdzić, że warto poświęcić ten czas wstępny? Kiedyś uważałam, że warto każdemu dać szanse, bo co nas zbawi kilka dni czy tygodni, jeżeli można zyskać cudowne życie? Tylko... teraz jakoś mi się odechciało... Nie jest źle tak jak jest... Na imprezę można zawsze jakiegoś kumpla zabrać, z braku seksu też zbytnio nie cierpię, a i na to pewnie dałoby się coś zaradzić w razie desperackiej potrzeby. Chłodna analiza jasno pokazuje, że tak jest wręcz lepiej. Dlaczego tak uważam? No to podsumujmy:
Zalety bycia w związku:
1. Mamy kogoś, kto się nami interesuje, z kim możemy dzielić się swoim życiem,
2. Mamy z kim spędzać czas, o kogo dbać i zabiegać,
3. Mamy u kogo szukać wsparcia w trudnych chwilach,
4. W przypadku sformalizowania związku mamy z kim dzielić trudy życia codziennego pod względem obowiązków i finansów (w sumie to nie trzeba od razu formalizacji, wystarczy wspólne gospodarstwo),
5. I jeszcze bezpieczny i w miarę odpowiadający potrzebom dostęp do czułości, no i seksu ;).
No ale czy to naprawdę tak dużo gorzej wszystko wypada, gdy jesteśmy sami?
ad. 1., 2. i 3.
Wystarczy mieć dobrych przyjaciół i rodzinę, a już mamy z kim spędzać czas, dzielić się swoimi przeżyciami, o kogo się troszczyć, w kim znajdować wsparcie. A jeśli potrzebujemy czuć czyjąś obecność przez cały czas, to przy w miarę normalnym życiu osobistym (jak w pierwszym zdaniu tego punktu) naprawdę wystarczy po prostu sprawić sobie jakiegoś zwierzaka. I jest z nim mniej problemów niż z drugim człowiekiem. A do tego zajmuje mniej miejsca (no chyba, że mamy doga błękitnego na przykład ;) ).
ad. 4.
No tu już gorzej. Jeżeli mieszkamy sami, musimy sobie sami radzić. Można ew. znaleźć sobie współlokatora. Takiego co pomaga i płaci, a nie sierściatego darmozjada ;).
ad. 5.
W kwestii czułości - zależy jakie mamy stosunki z przyjaciółmi. Ale tak czy siak, zawsze można sobie sprawić kochanka/kochankę, w zależności od potrzeb ;).
Popatrzmy za to z drugiej strony - zalety bycia singlem w odniesieniu do bycia w związku:
1. Nasz czas jest tylko nasz. Dzielimy się nim tylko ze sobą i z tym z kim chcemy i potrzebujemy. No i z rodziną - tu nie zawsze musimy chcieć i potrzebować ;). Nasz kalendarz dostosowujemy przede wszystkim do własnych potrzeb, sami ustalamy kiedy co mamy ochotę robić, kiedy spotkać się ze znajomymi, a kiedy olać to wszystko i po prostu walnąć się na kanapie i posufitować. Żadnych (prawie) konsultacji z innymi w sprawie naszych planów i powodów takiego a nie innego działania. I z tego wynika punkt drugi:
2. Nikomu nie musimy się tłumaczyć z tego co robimy, co lubimy i czego chcemy.
3. Swobodę mamy nie tylko w zarządzaniu swoim czasem, ale też i w kwestii finansów, meblowania mieszkania, malowania ścian, składania skarpetek, ubierania się i wszelkich temu podobnych bzdur.
Tak więc, skoro jesteśmy w stanie wynagrodzić sobie braki zalet związkowych, a zalety dodatkowe są nieporównywalne - czy warto w ogóle angażować się w coś poważnego? W sumie widzę tylko jedną poważną wadę, której istnienia lub braku nie da się przewidzieć. Kiedy wszyscy przyjaciele założą rodziny mogą już nie mieć dla nas tyle czasu. Albo zmienić się tak, że zabraknie wspólnych tematów do rozmowy. Ale przecież nie ma rozwiązań bez wad...
Czy lepiej jest być samemu, czy z kimś? Oto jest pytanie. Większość osób bez zastanowienia odpowie, że z kimś. A ja odpowiem inaczej - z "tym" kimś. Z odpowiednią osobą - jasne, że lepiej. No ale wiadomo, że bez sensu decydować się na bycie z kimś bo po prostu można. Ale nie od razu wiadomo, że to "ten" ktoś. Czasem dopiero po jakimś czasie nabieramy takiej pewności. I tu jest właśnie problem - jak stwierdzić, że warto poświęcić ten czas wstępny? Kiedyś uważałam, że warto każdemu dać szanse, bo co nas zbawi kilka dni czy tygodni, jeżeli można zyskać cudowne życie? Tylko... teraz jakoś mi się odechciało... Nie jest źle tak jak jest... Na imprezę można zawsze jakiegoś kumpla zabrać, z braku seksu też zbytnio nie cierpię, a i na to pewnie dałoby się coś zaradzić w razie desperackiej potrzeby. Chłodna analiza jasno pokazuje, że tak jest wręcz lepiej. Dlaczego tak uważam? No to podsumujmy:
Zalety bycia w związku:
1. Mamy kogoś, kto się nami interesuje, z kim możemy dzielić się swoim życiem,
2. Mamy z kim spędzać czas, o kogo dbać i zabiegać,
3. Mamy u kogo szukać wsparcia w trudnych chwilach,
4. W przypadku sformalizowania związku mamy z kim dzielić trudy życia codziennego pod względem obowiązków i finansów (w sumie to nie trzeba od razu formalizacji, wystarczy wspólne gospodarstwo),
5. I jeszcze bezpieczny i w miarę odpowiadający potrzebom dostęp do czułości, no i seksu ;).
No ale czy to naprawdę tak dużo gorzej wszystko wypada, gdy jesteśmy sami?
ad. 1., 2. i 3.
Wystarczy mieć dobrych przyjaciół i rodzinę, a już mamy z kim spędzać czas, dzielić się swoimi przeżyciami, o kogo się troszczyć, w kim znajdować wsparcie. A jeśli potrzebujemy czuć czyjąś obecność przez cały czas, to przy w miarę normalnym życiu osobistym (jak w pierwszym zdaniu tego punktu) naprawdę wystarczy po prostu sprawić sobie jakiegoś zwierzaka. I jest z nim mniej problemów niż z drugim człowiekiem. A do tego zajmuje mniej miejsca (no chyba, że mamy doga błękitnego na przykład ;) ).
ad. 4.
No tu już gorzej. Jeżeli mieszkamy sami, musimy sobie sami radzić. Można ew. znaleźć sobie współlokatora. Takiego co pomaga i płaci, a nie sierściatego darmozjada ;).
ad. 5.
W kwestii czułości - zależy jakie mamy stosunki z przyjaciółmi. Ale tak czy siak, zawsze można sobie sprawić kochanka/kochankę, w zależności od potrzeb ;).
Popatrzmy za to z drugiej strony - zalety bycia singlem w odniesieniu do bycia w związku:
1. Nasz czas jest tylko nasz. Dzielimy się nim tylko ze sobą i z tym z kim chcemy i potrzebujemy. No i z rodziną - tu nie zawsze musimy chcieć i potrzebować ;). Nasz kalendarz dostosowujemy przede wszystkim do własnych potrzeb, sami ustalamy kiedy co mamy ochotę robić, kiedy spotkać się ze znajomymi, a kiedy olać to wszystko i po prostu walnąć się na kanapie i posufitować. Żadnych (prawie) konsultacji z innymi w sprawie naszych planów i powodów takiego a nie innego działania. I z tego wynika punkt drugi:
2. Nikomu nie musimy się tłumaczyć z tego co robimy, co lubimy i czego chcemy.
3. Swobodę mamy nie tylko w zarządzaniu swoim czasem, ale też i w kwestii finansów, meblowania mieszkania, malowania ścian, składania skarpetek, ubierania się i wszelkich temu podobnych bzdur.
Tak więc, skoro jesteśmy w stanie wynagrodzić sobie braki zalet związkowych, a zalety dodatkowe są nieporównywalne - czy warto w ogóle angażować się w coś poważnego? W sumie widzę tylko jedną poważną wadę, której istnienia lub braku nie da się przewidzieć. Kiedy wszyscy przyjaciele założą rodziny mogą już nie mieć dla nas tyle czasu. Albo zmienić się tak, że zabraknie wspólnych tematów do rozmowy. Ale przecież nie ma rozwiązań bez wad...
1 komentarz:
Fakt zastanawiania się będąc singlem nad tym jakie rozwiązanie jest lepsze, czy być singlem czy nie, jest już w pewnym sensie odpowiedzią na pytanie.
pzdr :)
Prześlij komentarz