wtorek, kwietnia 03, 2007

Walka

Tak naprawdę nie podejrzewałam siebie o zdolnosci do walki, ale w sumie nigdy nie patrzyłam na aspekt "walki" ze wszelkich mozliwych stron. Jakos zawsze kojarzyła mi sie tylko z biciem się, tudziez wymuszaniem i ządaniem tego, czego się chce. Walka o swoje na płaszczyźnie fizycznej i psychicznej. Cos agresywnego. Rzeczywiscie - z taką walką to u mnie cięzko. Agresywna staję się tylko wtedy, kiedy nie mam juz wyboru - tzn. kiedy ktos doprowadzi mnie do takiego stanu, ze nie potrafie juz nad sobą zapanować i nie mam czasu, zeby się uspokoić lub kiedy przez długi czas nawarstwiają się rzeczy, które bolą, czara się przepełnia, a ja wybucham. Nie mniej jednak w moim przypadku nie jest to częste zjawisko. Potrafię zrezygnować z czegos, z walki o cos, nawet jesli tego chcę, w momencie kiedy widzę, ze walka nic nie da, a tylko zaszkodzi, przy tym szanse na zwycięstwo marne, a koszty porazki zbyt duze.

Wniosek z tego taki, ze się poddaję. Rezygnuję. Zeby nie ryzykować. I w sumie wierzyłam w to do wczoraj. W to, ze nie umiem walczyć i tego nigdy nie robię. Ale to nieprawda! Nawet miło było to sobie uswiadomić :). A jak to się stało? Prosta rozmowa z kolezanką - jak zwykle zeszło na marudzenie na facetów az w któryms momencie ona stwierdziła współczująco, ze wiele we mnie jest zalu. I tak mnie zastanowiło własciwie dlaczego? Dlaczego mam zal o cos, co jest juz niewazne? Czy na pewno chodzi o te wszystkie mniejsze lub większe sprawki, czy o cos innego? I tak mysląc (a trwało to naprawdę krótko - to myslenie znaczy ;) ) doszłam do tego co jest główną przyczyną tego, ze mam zal szczególny do niektórych facetów. Walka. To o nią chodzi. O walkę i o mnie. O to, ze ja walczyłam, starałam, byłam gotowa stanąć na głowie by wyszło - robiłam to co było najbardziej odpowiednie dla sytuacji - bo tego własnie chciałam, z całego serca, a oni zmusili mnie bym się poddała. W taki czy inny sposób. Musiałam zaakceptować, ze moje wysiłki nic nie dają. Bo tak juz niestety jest, ze jesli druga strona tez nie walczy, to nie będzie sukcesu. Nie ma gorszej rzeczy niz musieć zaakceptować porazkę, gdy widzi się mozliwosć zwycięstwa. Niestety nie zawsze zwycięstwo zalezy tylko od nas.

Niecierpię jak ktos mnie zmusza do poddania się! W sumie to nie znoszę być zmuszana do czegokolwiek ;). Poproszona mogę zrobić wszystko, ale nawet prosić o poddanie się nie wolno! To nie w porządku! A faceci potrafią zrobić to nawet nieswiadomie... bo oni chcą, bo im zależy... ale nie na tyle, zeby cos zrobić. "Zobaczymy jak będzie". Nie ma tak. Zeby było, to się o to walczy! Jesli się chce, to się robi wszystko, zeby się dało. Jesli jedna strona walczy, to druga powinna przynajmniej umieć przyznać się do tego, ze jej nie zalezy. Bo brak walki to brak chęci, a brak chęci = nie zalezy mi. I wtedy wszystko jasne.

Dlatego od teraz mam nową politykę. Nie walczę. Nie o kogos. Dopóki nie będe pewna, ze jest o co. Ze "my" to nie jest tylko puste słowo. Nie pozwolę się więcej zmusić do poddania się.

Brak komentarzy: