W zeszłym tygodniu zaczęłam kurs niderlandzkiego. Muszę stwierdzić, że język jest dużo przyjemniejszy niż mi sie wydawało, ale może to tylko kwestia akcentu mojej nauczycielki?
Na zajęcia chodzę z jeszcze jednym Polakiem i wszystko wskazuje na to, że mamy podobną prędkość uczenia się, a więc jak na razie nie nudzę się na lekcjach, a wręcz przeciwnie. Czas mija bardzo szybko, mimo, że mamy na raz 3 godziny zajęć. Robimy sobi ew środku 5-10 minutową przerwę i raczej nie kończymy przed czasem, a mimo to nie mam w czasie zajęć wiecznie tłukącej mi sie w głowie myśli "kiedy to się wreszcie skończy?". Dopiero jak po lekcjach widzę ile nowego materiału przyniosły kolejne zajęcia ogarnia mnie lekkie przerażenie. Teraz mam tydzień przerwy, teoretycznie po to, żeby wiedza miała czas się wchłonąć ;).
W pracy wreszcie coś zaczyna się ruszać, ale nadal przez większość czasu nie mam nic do roboty, co zaczyna być coraz bardziej frustrujące, zwłaszcza jak mi potem każą wypełniać rozpiskę tego co robiłam danego dnia. No ale co ja mam poradzić na to, że nie ma nic dla mnie do roboty? :/
W domku jest całkiem niezle, Nocek jak na razie za wiele nie narozrabiał, poza przyprawieniem mnie w sobote o zawał, kiedy to postanowił wybrać się na balkon sąsiada, co się sąsiadowi bardzo, bardzo nie spodobało, a ja się tylko nasłuchałam jak na mnie bluzgał po francusku (generalnie przerażający był już sam odgłos otwierania się jego drzwi balkonowych). A wszystko przez to, że podobno nie można w ogóle puszczać kota na balkon. No ja rozumiem jeżeli chodzi o to, że wtedy może wleźć do kogoś, ale wydaje mi się, że to jest ogólnie zabronione. Tak powiedziała dozorczyni, ale co ja tam z moim francuskim mogłam niby z tego zrozumieć? Właścicielka mieszkania się zdziwiła jak jej to powtórzyłam , bo przecież to jej balkon i co komu do tego co się tam dzieje? Mam nadzieję dzisiaj dostać od niej wiadomośc na temat piekarnika (ten w mieszkaniu nie do końca działa i miał go dziś ktoś przyjść obejrzeć), to przy okazji napiszę do niej z pytaniem co ona na to, żebym zamontowała (w sposób nie pozostawiający trwałych śladów) siatkę czy coś na balkonie, żeby uniemożliwić Nockowi odwiedzanie sąsiadów, ale zapewnić mu możliwość wychodzenia na dwór.
A propos wychodzenia, to wczoraj z Nockiem zwiedzaliśmy naszą klatkę schodową :). Już wiem, że skubaniec będzie próbował wyleźć ze smyczy jeśli nie będę go pilnować, więc muszę na niego uważać. Na chwilę obecną plan jest taki, żeby poczekać aż będzie trochę cieplej i zabrać go w przenośce do parku. Tym razem nie będę w ogóle się nim zajmować, tylko wezmę książkę, a kociak niech się powoli przyzwyczaja do hałasu. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
P.S.
Jak na razie oba wpisy na bloga tworzyłam w godzinach pracy, żeby przynajmniej czymś się zająć. Za to publikować ich w pracy nie mogę, bo nadal nie mam dostępu do netu. Ale wiem już, że pierwszy szczebelek władzy zaakceptował moją prośbę o internet! :)
Na zajęcia chodzę z jeszcze jednym Polakiem i wszystko wskazuje na to, że mamy podobną prędkość uczenia się, a więc jak na razie nie nudzę się na lekcjach, a wręcz przeciwnie. Czas mija bardzo szybko, mimo, że mamy na raz 3 godziny zajęć. Robimy sobi ew środku 5-10 minutową przerwę i raczej nie kończymy przed czasem, a mimo to nie mam w czasie zajęć wiecznie tłukącej mi sie w głowie myśli "kiedy to się wreszcie skończy?". Dopiero jak po lekcjach widzę ile nowego materiału przyniosły kolejne zajęcia ogarnia mnie lekkie przerażenie. Teraz mam tydzień przerwy, teoretycznie po to, żeby wiedza miała czas się wchłonąć ;).
W pracy wreszcie coś zaczyna się ruszać, ale nadal przez większość czasu nie mam nic do roboty, co zaczyna być coraz bardziej frustrujące, zwłaszcza jak mi potem każą wypełniać rozpiskę tego co robiłam danego dnia. No ale co ja mam poradzić na to, że nie ma nic dla mnie do roboty? :/
W domku jest całkiem niezle, Nocek jak na razie za wiele nie narozrabiał, poza przyprawieniem mnie w sobote o zawał, kiedy to postanowił wybrać się na balkon sąsiada, co się sąsiadowi bardzo, bardzo nie spodobało, a ja się tylko nasłuchałam jak na mnie bluzgał po francusku (generalnie przerażający był już sam odgłos otwierania się jego drzwi balkonowych). A wszystko przez to, że podobno nie można w ogóle puszczać kota na balkon. No ja rozumiem jeżeli chodzi o to, że wtedy może wleźć do kogoś, ale wydaje mi się, że to jest ogólnie zabronione. Tak powiedziała dozorczyni, ale co ja tam z moim francuskim mogłam niby z tego zrozumieć? Właścicielka mieszkania się zdziwiła jak jej to powtórzyłam , bo przecież to jej balkon i co komu do tego co się tam dzieje? Mam nadzieję dzisiaj dostać od niej wiadomośc na temat piekarnika (ten w mieszkaniu nie do końca działa i miał go dziś ktoś przyjść obejrzeć), to przy okazji napiszę do niej z pytaniem co ona na to, żebym zamontowała (w sposób nie pozostawiający trwałych śladów) siatkę czy coś na balkonie, żeby uniemożliwić Nockowi odwiedzanie sąsiadów, ale zapewnić mu możliwość wychodzenia na dwór.
A propos wychodzenia, to wczoraj z Nockiem zwiedzaliśmy naszą klatkę schodową :). Już wiem, że skubaniec będzie próbował wyleźć ze smyczy jeśli nie będę go pilnować, więc muszę na niego uważać. Na chwilę obecną plan jest taki, żeby poczekać aż będzie trochę cieplej i zabrać go w przenośce do parku. Tym razem nie będę w ogóle się nim zajmować, tylko wezmę książkę, a kociak niech się powoli przyzwyczaja do hałasu. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
P.S.
1 komentarz:
Smycz to przeżytek. Gpsa mu zamontuj :D
Prześlij komentarz