No to nareszcie udało mi się zebrać w sobie, żeby kontynuować opowiesć o niezwykle ciekawie dobranej grupie podróżnych ;).
Nie wspomniałam ostatnio zdaje się o skandalicznym zachowaniu Matsu. Otóż Matsu-san został wysłany z misją odwiezienia do rodziny mieczy należących do zmarłego w obronie swego pana yojimbo Żurawia. Niestety, obowiązek ten w połączeniu z towarzystwem kolejnego Żurawia + narwany charakter typowy w jego rodzinie, sprawiły, że Matsu chlapnął niepotrzebnie jęzorem o raz za dużo. Ale zacznijmy kawałek wczesniej.
Żaden porządny Lew nie byłby zachwycony podróżując ze znienawidzonym Żurawiem i pogardzanym Jednorożcem (delikatnie mówiąc). "Zachwyt" ten z pewnoscią stawał się jeszcze mniejszy wraz ze wzrostem prawdopodobieństwa napotkania znajomych twarzy. Możliwe, że własnie to sprawiło iż nasz towarzysz podróży mając już dosć unikania wzroku innych Lwów postanowił założyć pełną zbroję, dzięki czemu mógł twarz ukryć za maską. Z pewnoscią służyło to tylko i wyłącznie temu, by jego twarz była ukryta, gdyż z pewnoscią nie mógł w ten sposób ukryć swej tożsamosci. Ba! Stał się wręcz bardziej zauważalny! :D Jego irytacja sięgała zenitu, nic więc dziwnego, że komentarz pana Asahiny, który zrozumieć nie mógł po co wdziewać na siebie ciężką zbroję, skończył się nieprzemyslaną odzywką.
"Wolę być przygotowany na wszystko, żeby móc dobrze spełniać swoje obowiązki, nie to, co niektórzy yojimbo." - mniej więcej tak to brzmiało. Może gdyby nie sytuacja, taka uwaga przeszłaby wszystkim mimo uszu. Niestety w momencie, gdy w jego sakwie spoczywały miecze niedawno zmarłego yojimbo aluzja i nawiązanie nasuwały się same. Od tego momentu Asahina przestał uznawać istnienie Matsu. Mojej kochanej Otaku było w sumie wszystko jedno, kolejny dowód na to, że Lwy są dziwne i tyle. Nie mniej jednak atmosfera zrobiła się naprawdę ciężka. Jak to dobrze, że Otaku nie należy do zbyt rozmownych, więc brak konwersacji wcale jej nie przeszkadza.
Pierwszy postój Saki (Panna Wojny, czyli nasza Otaku ;) ) postanowiła wykorzystać na malutkie polowanie. W końcu nie wiadomo kiedy znów nadarzy się okazja. Udało jej się upolować królika, którego następnie oporządziła na uboczu, chcąc oszczędzić tego widoku towarzyszom. Następnie przyrządziła go na ogniu i zaproponowała pozostałym. W sumie można powiedzieć, że niewielkim zaskoczeniem był dla niej zupełny brak oporów ze strony Lwa, przyjął on spokojnie udko zwierzątka i jadł powoli, zagryzając innym prowiantem. Pan Asahina odmówił posiłku, obrażenie się jednak byłoby nie na miejscu, powszechnie wiadomym jest, że Rokugańczycy mają zupełnie inną dietę i nie są przyzwyczajeni przede wszystkim do używanych przez Jednorożce przypraw. Nie mniej jednak miło było, że Matsu sróbował bez oporów, on zdaje się nie miał nigdy szansy sprawdzić osobiscie jak wygląda jedzenie Jednorożców. Nawet pochwalił :).
Można powiedzieć, że powrót na trakt był ciekawy. A własciwie same przygotowania do powrotu. Dla Otaku interakcja z koniem to rzecz naturalna, w każdym aspekcie, jednak jak się okazuje są tacy, dla których siodłanie konia to nie tylko trudnosć, ale niemalże zupełnie obce zajęcia. Widok człowieka próbującego założyć siodło i zapiąć popręg tak jak czynił to Asahina wywołałby spazmy smiechu u każdego Jednoroga, stąd wiele wysiłku wymagało powstrzymanie smiechu i wymyslenie jakiegos sposobu na to, by mu pomóc, a jednoczesnie nie urazić propozycją. Absolutnie nie wchodziło w grę pozostawienie sprawy samej sobie, gdyż źle zamocowane siodło mogło spowodować wiele szkód w sytuacji zagrożenia. Na szczęscie Asahina przyjął pomoc z wdzięcznoscią uznając, że rzeczywiscie powinien zająć się raczej zabezpieczeniem przyrządów malarskich.
Czy wspominałam już, że Asahina-san uwielbia malować? Nieźle mu to wychodzi. Na jednym z postojów namalował rumaka Otaku, która postanowiła przy najbliższej okazji poprosić go o taki rysunek. Byłby idealną ozdobą.
W czasie przygotowań do odjazdu dało się zauważyć, że Matsu-san zachowuje się trochę dziwnie. Tak jakby unikał swojego "konia", czy cos... No ale w sumie on jest ogólnie dziwny, może to też jakis jego zwyczaj.
Jazda w towarzystwie tych dwojga była dla Saki momentami torturą, bo to wręcz sadyzm zmuszać konia do tak wolnego ruchu. Niestety, wierzchowce towarzyszy nie byłyby nawet w stanie dotrzymać kroku koniowi Otaku. Dlatego z niezwykłą wdzięcznoscią przyjęła możliwosć "rozprostowania kosci". Matsu-san zaproponował, że pojedzie do przodu sprawdzić drogę - takiej szansy nie można było przepuscić i ostatecznie skończyło się na tym, że pojechała Otaku. Nareszcie :). Móc czuć ten wiatr we włosach, móc zjednoczyć się z koniem i po prostu pędzić przed siebie, póki droga się nie skończy... Tak się zatopiła w tych myslach, że odjechała naprawdę daleko, nim się zorientowała. Szkoda było wracać, ale niestety, obowiązki wzywają.
Zdaje się, że nieobecnosć Otaku dobrze wpłynęła na pozostałą dwójkę, bo rozmawiali po jej powrocie. Nie wypadało się wtrącać, ale z toku rozmowy wynikało, że Matsu-san naraził się duchowi własciciela wiezionych przez siebie mieczy, a Asahina-san obiecał sprawdzić, czy może cos z tym zrobić, jak tylko będzie miał trochę ciszy i spokoju. I dobrze. Atmosfera się trochę rozluźniła, Asahina znów zauważał Matsu, a perspektywa pokoju w zajeździe zdawała się wyjątkowo cieszyć tego drugiego. Niestety rzeczywistosć bywa brutalna...
Zajazd okazał się być bardzo malutki, nie było miejsca na nocleg gdzie indziej niż we wspólnej sali. Karczmarz dwoił się i troił by znaleźć jakis pokój, ale w tym celu musiałby skąds wyrzucić innych samurajów. Komus się to zdecydowanie nie spodobało i swoją bardzo niepochlebną opinię o Żurawiach postanowił wyrazić głosno. Otaku wstała gwałtownie słysząc obraźliwe słowa, ale to Matsu-san udał się zobaczyć kto smie obrażać posłów (wszak obaj - zarówno Matsu, jak i Asahina - podążali na ziemie Żurawia z oficjalnymi misjami). Sprawy nie dało się załagodzić i tym sposobem doszło do pojedynku. Matsu kontra Matsu w pojedynku o honor Żurawia. Kto nie widział, ten by nie uwierzył ;). Otaku wolała zostać z Asahiną, zamiast wyjsć popatrzeć, ewidentnie jednak to Fungeki (albo jakos tak ;) ), a więc nasz towarzysz, zwyciężył. Co więcej, zwycięstwo to przyniosło mu nie tylko poważanie i szacunek, tak ogólny, jak i z pewnoscią ze strony samego Asahiny, ale także miejsce w pokoju. Trzech innych Matsu (drugo-rangowych, a więc stojących od naszych bohaterów odrobinę wyżej w hierarchii) zaprosiło to jakże ciekawe towarzystwo do swojego pokoju. Nie były to dobre warunki dla Asahiny by zrobił cokolwiek to było, co obiecał Matsu, nie mniej jednak z pewnoscią było to lepsze od spania we wspólnej sali. Naturalnie, gdyby doszło do tego ostatniego, Otaku zwyczajnie poszłaby spać na powietrzu ze swoim wierzchowcem.
Drugo-rangowi Matsu już wychodzili, gdy Saki się obudziła, jednak postanowiła udać, że spi nadal, dzięki czemu mogła uniknąć niezręcznej sytuacji. Na szczęscie Matsu-san obudził się na tyle szybko, że zdążył pożegnać "gospodarzy" w imieniu całej grupy.
Zdecydowaną, podstawową wadą zajazdu było jedzenie, niby smaczne, ale mdłe jakies - na szczęscie przezorny zawsze ubezpieczony i Saki zabrała ze sobą pokaźny pakiet przypraw. Matsu-san wyraził przyprawami zainteresowanie, a Asahina-san nawet zapytał, czy będzie mógł za któryms razem skorzystać z zielonego pieprzu.
Asahina-san spał dłużej niż pozostali, a Matsu-san znów był jakis dziwny, w końcu jednak wyruszyli w dalszą drogę. Nim przekroczyli granice ziem Matsu, napotkali slady niezwykle podobne do tych, jakie pozostawiła bestia, która zabiła yojimbo Żurawia. Otaku postanowiła jednak nie wyruszać w slad za nią, zadaniem Saki było w końcu chronić Asahinę, a nie tropić bestię. Powiadomili jednak o swoim znalezisku patrol graniczny.
Tym razem historia kończy się w chwili, gdy nasza grupa dociera do wioski, w której pragną odnowić swoje zapasy. Zobaczymy co będzie dalej :).
Nie wspomniałam ostatnio zdaje się o skandalicznym zachowaniu Matsu. Otóż Matsu-san został wysłany z misją odwiezienia do rodziny mieczy należących do zmarłego w obronie swego pana yojimbo Żurawia. Niestety, obowiązek ten w połączeniu z towarzystwem kolejnego Żurawia + narwany charakter typowy w jego rodzinie, sprawiły, że Matsu chlapnął niepotrzebnie jęzorem o raz za dużo. Ale zacznijmy kawałek wczesniej.
Żaden porządny Lew nie byłby zachwycony podróżując ze znienawidzonym Żurawiem i pogardzanym Jednorożcem (delikatnie mówiąc). "Zachwyt" ten z pewnoscią stawał się jeszcze mniejszy wraz ze wzrostem prawdopodobieństwa napotkania znajomych twarzy. Możliwe, że własnie to sprawiło iż nasz towarzysz podróży mając już dosć unikania wzroku innych Lwów postanowił założyć pełną zbroję, dzięki czemu mógł twarz ukryć za maską. Z pewnoscią służyło to tylko i wyłącznie temu, by jego twarz była ukryta, gdyż z pewnoscią nie mógł w ten sposób ukryć swej tożsamosci. Ba! Stał się wręcz bardziej zauważalny! :D Jego irytacja sięgała zenitu, nic więc dziwnego, że komentarz pana Asahiny, który zrozumieć nie mógł po co wdziewać na siebie ciężką zbroję, skończył się nieprzemyslaną odzywką.
"Wolę być przygotowany na wszystko, żeby móc dobrze spełniać swoje obowiązki, nie to, co niektórzy yojimbo." - mniej więcej tak to brzmiało. Może gdyby nie sytuacja, taka uwaga przeszłaby wszystkim mimo uszu. Niestety w momencie, gdy w jego sakwie spoczywały miecze niedawno zmarłego yojimbo aluzja i nawiązanie nasuwały się same. Od tego momentu Asahina przestał uznawać istnienie Matsu. Mojej kochanej Otaku było w sumie wszystko jedno, kolejny dowód na to, że Lwy są dziwne i tyle. Nie mniej jednak atmosfera zrobiła się naprawdę ciężka. Jak to dobrze, że Otaku nie należy do zbyt rozmownych, więc brak konwersacji wcale jej nie przeszkadza.
Pierwszy postój Saki (Panna Wojny, czyli nasza Otaku ;) ) postanowiła wykorzystać na malutkie polowanie. W końcu nie wiadomo kiedy znów nadarzy się okazja. Udało jej się upolować królika, którego następnie oporządziła na uboczu, chcąc oszczędzić tego widoku towarzyszom. Następnie przyrządziła go na ogniu i zaproponowała pozostałym. W sumie można powiedzieć, że niewielkim zaskoczeniem był dla niej zupełny brak oporów ze strony Lwa, przyjął on spokojnie udko zwierzątka i jadł powoli, zagryzając innym prowiantem. Pan Asahina odmówił posiłku, obrażenie się jednak byłoby nie na miejscu, powszechnie wiadomym jest, że Rokugańczycy mają zupełnie inną dietę i nie są przyzwyczajeni przede wszystkim do używanych przez Jednorożce przypraw. Nie mniej jednak miło było, że Matsu sróbował bez oporów, on zdaje się nie miał nigdy szansy sprawdzić osobiscie jak wygląda jedzenie Jednorożców. Nawet pochwalił :).
Można powiedzieć, że powrót na trakt był ciekawy. A własciwie same przygotowania do powrotu. Dla Otaku interakcja z koniem to rzecz naturalna, w każdym aspekcie, jednak jak się okazuje są tacy, dla których siodłanie konia to nie tylko trudnosć, ale niemalże zupełnie obce zajęcia. Widok człowieka próbującego założyć siodło i zapiąć popręg tak jak czynił to Asahina wywołałby spazmy smiechu u każdego Jednoroga, stąd wiele wysiłku wymagało powstrzymanie smiechu i wymyslenie jakiegos sposobu na to, by mu pomóc, a jednoczesnie nie urazić propozycją. Absolutnie nie wchodziło w grę pozostawienie sprawy samej sobie, gdyż źle zamocowane siodło mogło spowodować wiele szkód w sytuacji zagrożenia. Na szczęscie Asahina przyjął pomoc z wdzięcznoscią uznając, że rzeczywiscie powinien zająć się raczej zabezpieczeniem przyrządów malarskich.
Czy wspominałam już, że Asahina-san uwielbia malować? Nieźle mu to wychodzi. Na jednym z postojów namalował rumaka Otaku, która postanowiła przy najbliższej okazji poprosić go o taki rysunek. Byłby idealną ozdobą.
W czasie przygotowań do odjazdu dało się zauważyć, że Matsu-san zachowuje się trochę dziwnie. Tak jakby unikał swojego "konia", czy cos... No ale w sumie on jest ogólnie dziwny, może to też jakis jego zwyczaj.
Jazda w towarzystwie tych dwojga była dla Saki momentami torturą, bo to wręcz sadyzm zmuszać konia do tak wolnego ruchu. Niestety, wierzchowce towarzyszy nie byłyby nawet w stanie dotrzymać kroku koniowi Otaku. Dlatego z niezwykłą wdzięcznoscią przyjęła możliwosć "rozprostowania kosci". Matsu-san zaproponował, że pojedzie do przodu sprawdzić drogę - takiej szansy nie można było przepuscić i ostatecznie skończyło się na tym, że pojechała Otaku. Nareszcie :). Móc czuć ten wiatr we włosach, móc zjednoczyć się z koniem i po prostu pędzić przed siebie, póki droga się nie skończy... Tak się zatopiła w tych myslach, że odjechała naprawdę daleko, nim się zorientowała. Szkoda było wracać, ale niestety, obowiązki wzywają.
Zdaje się, że nieobecnosć Otaku dobrze wpłynęła na pozostałą dwójkę, bo rozmawiali po jej powrocie. Nie wypadało się wtrącać, ale z toku rozmowy wynikało, że Matsu-san naraził się duchowi własciciela wiezionych przez siebie mieczy, a Asahina-san obiecał sprawdzić, czy może cos z tym zrobić, jak tylko będzie miał trochę ciszy i spokoju. I dobrze. Atmosfera się trochę rozluźniła, Asahina znów zauważał Matsu, a perspektywa pokoju w zajeździe zdawała się wyjątkowo cieszyć tego drugiego. Niestety rzeczywistosć bywa brutalna...
Zajazd okazał się być bardzo malutki, nie było miejsca na nocleg gdzie indziej niż we wspólnej sali. Karczmarz dwoił się i troił by znaleźć jakis pokój, ale w tym celu musiałby skąds wyrzucić innych samurajów. Komus się to zdecydowanie nie spodobało i swoją bardzo niepochlebną opinię o Żurawiach postanowił wyrazić głosno. Otaku wstała gwałtownie słysząc obraźliwe słowa, ale to Matsu-san udał się zobaczyć kto smie obrażać posłów (wszak obaj - zarówno Matsu, jak i Asahina - podążali na ziemie Żurawia z oficjalnymi misjami). Sprawy nie dało się załagodzić i tym sposobem doszło do pojedynku. Matsu kontra Matsu w pojedynku o honor Żurawia. Kto nie widział, ten by nie uwierzył ;). Otaku wolała zostać z Asahiną, zamiast wyjsć popatrzeć, ewidentnie jednak to Fungeki (albo jakos tak ;) ), a więc nasz towarzysz, zwyciężył. Co więcej, zwycięstwo to przyniosło mu nie tylko poważanie i szacunek, tak ogólny, jak i z pewnoscią ze strony samego Asahiny, ale także miejsce w pokoju. Trzech innych Matsu (drugo-rangowych, a więc stojących od naszych bohaterów odrobinę wyżej w hierarchii) zaprosiło to jakże ciekawe towarzystwo do swojego pokoju. Nie były to dobre warunki dla Asahiny by zrobił cokolwiek to było, co obiecał Matsu, nie mniej jednak z pewnoscią było to lepsze od spania we wspólnej sali. Naturalnie, gdyby doszło do tego ostatniego, Otaku zwyczajnie poszłaby spać na powietrzu ze swoim wierzchowcem.
Drugo-rangowi Matsu już wychodzili, gdy Saki się obudziła, jednak postanowiła udać, że spi nadal, dzięki czemu mogła uniknąć niezręcznej sytuacji. Na szczęscie Matsu-san obudził się na tyle szybko, że zdążył pożegnać "gospodarzy" w imieniu całej grupy.
Zdecydowaną, podstawową wadą zajazdu było jedzenie, niby smaczne, ale mdłe jakies - na szczęscie przezorny zawsze ubezpieczony i Saki zabrała ze sobą pokaźny pakiet przypraw. Matsu-san wyraził przyprawami zainteresowanie, a Asahina-san nawet zapytał, czy będzie mógł za któryms razem skorzystać z zielonego pieprzu.
Asahina-san spał dłużej niż pozostali, a Matsu-san znów był jakis dziwny, w końcu jednak wyruszyli w dalszą drogę. Nim przekroczyli granice ziem Matsu, napotkali slady niezwykle podobne do tych, jakie pozostawiła bestia, która zabiła yojimbo Żurawia. Otaku postanowiła jednak nie wyruszać w slad za nią, zadaniem Saki było w końcu chronić Asahinę, a nie tropić bestię. Powiadomili jednak o swoim znalezisku patrol graniczny.
Tym razem historia kończy się w chwili, gdy nasza grupa dociera do wioski, w której pragną odnowić swoje zapasy. Zobaczymy co będzie dalej :).
1 komentarz:
Matsu dziwny, Matsu podenerwowany, Matsu niegrzeczny... Tak jak zwykle wszystko na Matsu... Ale czy to jego wina? Byłby może ociupinkę grzeczniejszy gdyby nie te głosy... takie paplanie w głowie naprawdę może samuraja zirytować... Do tego Asacina-san jest z decydowanie za uprzejmy, to też irytuje. I dlatego przez pryzmat tych informacji należy patrzyć na Matsu wbardziej przychylny sposób. Wysłać go w podróż z taką ekipą to jak posadzić jednorożca na kucu - znaczy żenada... Ale jak to Saki-san powiedziała "twój kuc panie może cie jeszcze zaskoczyć"(czy jakoś tak)...
Prześlij komentarz