poniedziałek, września 18, 2006

I znowu Warszawa ;)

Dzis znów jadę do Wawy. Znów zobaczę Karolinkę :). Tylko mój portfel nie przetrwa kolejnego sushi!!!! Ale to nic, może kupimy sobie składniki i zrobimy same ;).

Dlaczego jadę? Bo stwierdziłam, że moja praca powinna wreszcie zaowocować jakimis znajomosciami, zatem jadę poznać największą szychę Rotary :D. Niestety mam bardzo niewiele czasu na przyjemnosci, bo jutro to całe spotkanie, a potem w czwartek zaczyna się konferencja (o 7:30 musze byc na miejscu!!) i ja prowadzę pierwszą prezentację!!! No ok, nie pierwszą w całej konferencji, ale pierwszą w popoludniowym bloku. Jestem przerażona! Wydrukowałam sobie materiały do czytania w pociągu... na szczęscie prezentacja w dużej mierze już gotowa.. uff...

Poza tym zaczęłam czytać "Zakon Krańca Swiata" - ciekawe co będzie miało w pociągu większe powodzenie ;).

Mam nadzieję, że dam sobie jutro radę na wysokim obcasiku i w moim wyjsciowym garniturze, którego możliwosć zabrudzenia z pewnoscią nie da mi spokojnie zjesć ;).

wtorek, września 12, 2006

Powrocik

No to czas na małe podsumowanko. Jednym zwrotem - w Warszawie było super :). Na początek genialny humorek i miły wieczorek na plotkach. Następnego dnia rano pogaduchy i wycieczka do największego centrum handlowego Europy (czy jakos tak ;) ). Na szczęscie Karolinka nie miała wielkiej ochoty na zakupy, inaczej miałabym problem ;), ale razem szukałysmy bucików i udało mi się znaleźć! :) Na wesele w sam raz, takich mi było trzeba ^^.

Humorek srednio długo się utrzymał, ale wybrałysmy się na film i to był dobry pomysł. Poszłysmy na "Step up". Założyłysmy, że powinno być ok, lekki i przyjemny obrazek. Było lepiej. Od pierwszej sceny, od pierwszego uderzenia porwała nas scieżka dźwiękowa - naprawdę swietna! Ogólnie film przerósł nasze oczekiwania, mimo że fabuła oczywiscie standardowa. Naprawdę polecam każdemu!

Ale film to jeszcze było nic...

Od paru dni miałam straszną ochotę na sushi, a okazało się, że niedaleko lokum Karolinki własnie otworzyli nową knajpkę. Boże.... to było tak dobre, że się wprost nie da opisać!!! Nie żałowałysmy ani jednej wydanej złotówki. Do tego odkryłam, że istnieje wino, które nadaje się do picia. Ba, istnieje napój alkoholowy, który mi naprawdę smakuje. Japońskie wino sliwkowe - niebo w gębie (dostałysmy w prezencie od menadżera ;) ). W lokalu było tak smacznie, że następnego dnia, tuż przed moim odjazdem, wpadłysmy tam na mały lunch. Ktokolwiek wybiera się do Warszawy - lokal nazywa się Izumi Sushi i na pewno nie pożałujecie złożonej tam wizyty! :)

Efekt uboczny tej kolacyjki (i lunchu ;) ) był taki, że własnie dzis kupiłam sobie zestaw do robienia sushi. Nie wiem jeszcze tylko co dam do srodka ;).

Wypadzik obfitował w wiele różnych rozważań i od tej pory zaczynam się przekonywać do szukania pracy w Warszawie. Niestety mój powrót potwierdził, że tak naprawdę nic mnie tu nie trzyma i te dwa miasta (poza wielkoscią) różnią się tylko jednym - tu są rodzice, a tam jest praca. No ok, Warszawa ma jedną podstawową wadę (poza tym, że jest brzydka) - za mało stamtąd tanich połączeń lotniczych, a za daleko do Berlina.

Generalnie z weekendu jestem bardzo zadowolona, to naprawdę niesamowite widzieć jak ktos się cieszy na Twój widok. To mi przypomniało dlaczego tak bardzo lubię jeździć do znajomych z zagranicy, nawet jesli oznacza to wydanie kupy kasy. Aczkolwiek musze przyznać, że aż tak to nie cieszył się chyba jeszcze nikt.

:* dla Karolinki!

czwartek, września 07, 2006

Ruszyc z domu tyłek - ot wyzwanie ;)

No to jutro Warszawka :). Nie ma jeszcze pewnosci, czy pojadę sama, czy też będę miała towarzystwo w pociągu, ale raczej obstawiam to pierwsze (tak to już jest ;) ). Pytanie tylko jaką by tu książkę zabrać... Że też ten podręcznik do legendu musi być taki duży! Chociaż w sumie... w plecaku... pomysle :D

Dawno nie odwiedzałam znajomych. W sumie w Polske to nigdzie nikogo odwiedzać nie jechałam od jakichs 2 lat... zdaje się, że ostatnio był to październik 2004, Gdynia. Bo wypadu do Jowitki nie liczę, jako że to wyprawka poniżej godzinki w jedną stronę (nie obraź się tylko słońce Ty moje, obiecuję, że w przeciągu 2 tygodni znów się u Ciebie zjawię! :) ).

Tak własciwie to na wypad do Warszawy zdecydowałam się z prostego powodu - drogie, ok, ale przecież do mojego kochanego "braciszka" do Danii bym poleciała, a to by na pewno więcej wyniosło! Jakos tak te podróże zagraniczne mają więcej uroku, większy priorytet. W Polskę nie chce się jechać, bo przecież nie ucieknie, zawsze będzie można... Czas zmienić takie myslenie! :) Zaczynam od dzis :).

środa, września 06, 2006

Nuuuudaaaa....

No to siedzę sobie w pracy i nudzi mi się niemiłosiernie... Nie żebym nie miała co robić, nie o to chodzi, nawet ten wpis powstaje w przerwach między robieniem tłumaczenia, sprawdzaniem poczty, a odbieraniem telefonów. Myslę, że to jest kwestia tego, że mój mózg się nudzi. No bo co on ma do roboty? Zbytnio twórcza praca to to nie jest, ani też wyzwanie żadne, a do tłumaczenia mam słownik (ok, jesli ktos kiedys tłumaczył wyrąbanie grzeczny, przymilny i formalny nieco tekst z polskiego na angielski, to wie, że sam słownik nie wystarczy, a samo zajęcie może do pasji doprowadzić jak się kombinuje jak to dziadostwo przerobić tak, żeby po angielsku też miało sens ;) ).

W każdym razie z nudy tej nic mi się robić nie chce. A może odwrotnie ;).

Wczoraj odezwała się do mnie Karolinka - koleżanka ze studiów. Efektem krótkiej wymiany maili poważnie się teraz zastanawiam nad wycieczką do Wawy na weekend. Niestety taka przyjemnosć to cholernie droga rzecz :/. Pechowo najtańsze pociągi jeżdżą wtedy, kiedy ja nie mogę jechać, zostaje tylko Intercity, w którym w piątkowe popołudnia nie obowiązują nawet zniżki żadne :/. No nic, zobaczymy, w końcu niedawno była wypłata :).

Czy mówiłam już, że wysmiano mnie za prowadzenie bloga? Cóż, szczerze mówiąc spodziewałam się tego. Własciwie jest to jeden z powodów, dla których tak długo powstrzymywałam sie od "blogowania". Jedna rzecz, to móc sie czyms podzielić, druga, to słyszeć potem na żywo komentarze, byc swiadkiem tego jak ludzie się z ciebie nabijają. A najgorzej, jak się ma ochotę napisać o kims znajomym cos niezbyt pochlebnego - przechlapane... Ale ja się nie dam! :) To mój blog i niestety moja miłosć do swiata już sie troszkę na niego przelała - nie zniszczę czegos co stworzyłam tylko dlatego, że sie komus nie podoba :).

Całuski i usciski dla wszystkich, a co tam :). Swiat jest piękny i trzeba go kochać, niezależnie od tego jakie cuda wyczynia, żeby nas zniechęcić ;).

wtorek, września 05, 2006

Gruszka

No ładnie, własnie z jedzonej przeze mnie gruszki spojrzał oburzonym wzrokiem zamieszkujący ją robal - jakbym miała umrzeć na zawał, to chyba własnie w tym momencie :/. Do tego denerwuje mnie to, że nie można normalnego, twardego "si" w tym blogu wpisać, no ale przeżyję to jakos ;).

Nareszcie udało się skończyć historię Yumi. Miałam zamiar zrobić to w max dwóch postach, ale jak widać uparcie nie chciała się dać :D. W końcu postawiłam sprawę jasno - post nr 4 to ostatni i nie ma zmiłuj! No to jest trochę przez to dłuższy, ale to nic ;).

Taki jakis dziwny dzień dzisiaj. Nie mogę ocenić czy czuję sie dobrze czy źle... chyba ciasteczka były niedobre ;).

Ostatnio zadano mi pytanko - jak długo dam radę pisać bloga, nim mi ochota przejdzie - no cóż, mnie też to ciekawi :D. Może nie będzie tak źle, zobaczymy ;).

A, tekst miesiąca. Miałam skomentować znaną sytuację, gdy ktos mówi cos lekko innego niż powinien, a wtedy wychodzi na jaw co naprawdę by chciał i co też mu po głowie chodzi. Chyba wiadomo już o jakim zwrocie mówie? No cóż, wyszło mi z niego "głodnemu chłop na mysli" :D. LOL :D.

poniedziałek, września 04, 2006

Yumi-chan no monogatari cz.4#

A oto wreszcie ostatnia częsć opowiesci :):

Junzo przyciągnął ją do siebie i otoczył ramieniem. Zapewne, gdyby nie szok w jakim się znajdowała, zarumieniłaby się pięknie i niezręcznie poczuła widząc wpatrzony w nich wzrok mijanych osób. Jej mysli zajęłyby się pewnie całkowicie rozważaniem tego, co też takie zachowanie może znaczyć i co teraz będzie. Nic jednak takiego się nie stało. Szła potulnie tam, gdzie ją prowadzono nie mogąc zrozumieć jak to się wszystko mogło stać. W głowie huczały jej też ostatnie słowa Natsu - po co je wypowiedział? przecież rzucając się do walki sam zaprzeczał ich prawdziwosci i musiał być tego swiadom, skoro więc oskarżenia były fałszywe - nie było sensu ich wypowiadać, ale jesli były prawdziwe, to i tak nikt im nie uwierzy. Natsu-san, dlaczego? Haruki-san...

Junzo chciał odprowadzić ją do jej pokoju, jednak w częsci goscinnej panował dziwny ruch. Na miejscu znajdowało się wiele osób, w tym Pani Isawa i Pani Shiba, a także Pan Bayushi. To wszystko widziała dziewczyna jak przez mgłę, chodziło o cos, znajdującego się w pokoju pań klanu Feniksa, ktos kogos szukał, ktos zadawał pytania. Pan Bayushi poprosił ją na stronę, wypytał co się stało, opowiedziała mu o Natsu, powtórzyła wszystko, także to, że tego nie rozumie, bo on nigdy przedtem nie dał powodów do tego, by wątpić w jego lojalnosć, i że nie wie jak traktować jego ostatnie słowa.

Kilka chwil trzeba jeszcze było, by wreszcie dotarło do niej, że cały ten rwetes związany jest z czyms skalanym maho. To wystarczyło, by przywrócic Yumi poczucie rzeczywistosci. Znaleziono przedmiot ze skazą cienia. Zwój, który w swoim posiadaniu miała Pani Jumon. Skąd sie u niej wziął - nikt nie wiedział, podobnież jak nikt nie miał pojęcia co może sie w nim znajdować. Ale zaraz... czy to możliwe? Tak! To ostatnia opowiesć Pana Ikomy!!! Tylko skąd się tu wzięła?

Proste pytanie przebiegło wszystkich zgromadzonych - "Co teraz?". Nigdy nie wiadomo jak postąpić z magicznym przedmiotem, czy próba zniszczenia wyzwoli czar? a może próba odczytu? Czy wystarczy, by ktos go dotykał, żeby magia zadziałała? To na nią spojrzał Junzo chcąc, by udzieliła swej rady. Takie rzeczy należą do shugenja, tylko magowie mogą sobie z magią poradzić. Na dworze znajdowało się wielu shugenja, lecz niewątpliwie Pani Jumon była jedną z najpotężniejszych. Nie mogąc jednak wyrzucić z umysłu ostatnich słów Natsu, Yumi-chan starała się tak wyrazić swoją opinię, by broń boże nie urazić Pani Isawy, a jednoczesnie na wszelki wypadek zadbać o to, by zwój mogli ocenić inni nim trafi on do jej rąk. Czy by jej posłuchano, tego nikt się nie dowie, w tym momencie bowiem trzymający w ręce zwój Pan Kuni stracił przytomnosć.

Pani Isawa rzuciła się na pomoc nie podchodząc nawet do zwoju, jednak Yumi-chan na wszelki wypadek szybko po zwój sięgnęła, zastanawiając się co teraz. W głowie zaswitała króciutka mysl - ostatnia opowiesc, ciekawe o czym! Zniknęła jednak, nim dziewczyna mogła głębiej się nad nią zastanowić. Uznając, że nie ma lepszego wyjscia podała zwój Panu Bayushi, którego wszakże celem było zapewnienie wszystkim bezpieczeństwa.

Sprawa zwoju została chwilowo rozwiązana, teraz należało gosciom zapewnić bezpieczeństwo, nie mogły wszak Panie pozostać w dotychczasowych pomieszczeniach. Junzo-san zarządził przygotowanie pokoju. Tylko jednego. Jeden, był już gotowy... Tak oficjalne postawienie sprawy wywołało lekkie poruszenie, nikt jednak nie smiał nic powiedzieć. Yumi-chan przydzielono nowego ochroniarza i sam Junzo-san poprowadził ją do wyższych częsci zamku, do jej nowej kwatery.

Pokój był bogato i ładnie urządzony, zas widok z okna naprawdę przepiękny, jednak to łóżko wyglądało w tej chwili dla Yumi-chan najbardziej zachęcająco. Postanowiła odpocząć, ukochany zostawił ją pod opieką kilku służących (jej służba nie została sprowadzona do nowej kwatery), które obiecały obudzić ją za kilka godzin lub jak tylko cos nowego się wydarzy lub cos będzie wiadomo.

Mistrz! Tylko dwa słowa pojawiającego się we snie mistrza - "Już czas" wystarczyły by w mgnieniu oka postawić ją na nogi. W tej samej chwili poczuła cos dziwnego. Jakies tłumione wrażenie, fala nieprzyjemnego uczucia. Ktos własnie użył maho!!! Nigdy przedtem nie zdarzyło jej się cos podobnego, a jednak miała absolutną pewnosc, że to odczucie własnie to oznacza. Tak szybko jak się dało doprowadziła się do porządku (rwetes z pewnoscią nie spodobał się służbie ;) ) i skorzystała z obecnego w pokoju stolika do kaligrafii. Nie chciała tracić czasu, napisała więc tylko trzy słowa - "ktos użył maho" i poleciła służącej dostarczyć karteczkę Junzo, tak szybko jak tylko się da. Sama udała się w jedyne miejsce, w którym mogła się czegos dowiedzieć - do Pani Jumon. Na szczęscie zamkowa służba bez problemu wskazała drogę do jej nowej kwatery.

Zarówno Shiba-san jak i Isawa-san wydawały się bardzo zaskoczone i zaniepokojone informacją. Wspólnie ustalono, że możliwosci są tylko dwie - albo ktos użył maho, co znaczyłoby, że na zamku nadal znajduje się jakis piewca krwi, albo ktos odczytał zwój lub w inny sposób wyzwolił znajdującą się w nim magię. Nim jakiekolwiek działanie zostało podjęte pojawił się Junzo, zaniepokojany informacją, która otrzymał. Usłyszawszy wszystko postanowił zabrać Yumi tam, gdzie znajdował się zwój.

Shugenja nie byli zbyt zadowoleni z odwiedzin, szczególnie takich, jednak zwój był nienaruszony. Przy tym jako jedyna osoba na zamku posiadająca wiedzę o maho i zdolna w tym momencie do działania, Yumi-chan zyskała na znaczeniu. Z tego własnie tylko względu shugenja skorpionów zgodzili się by zbadała zwój i spróbowała rozpoznać z czym mają do czynienia. Bała się. Bardzo. Raz, że nie była pewna czy podoła zadaniu, a nie chciała za nic na swiecie zawiesć ukochanego, no i honoru rodziny oczywiscie, dwa, że mogło to być cos naprawdę strasznego i nikt nie wiedział co się stanie.

Shugenja przygotowywali zaklęcia, otaczając ją nimi, by ryzyko było jak najmniejsze, a ona wzięła zwój do rąk. To była ostatnia rzecz, jaką była w stanie zrobić. Od tej chwili mogła tylko patrzeć jak jej ręce same rozwijają zwój! Nie mogła nic zrobić, nie mogła tego powstrzymać! Zaczęła krzyczeć, żeby ktos ją powstrzymał, ale nikt nic nie robił. W jej umysle zaczęły się pojawiać obrazy, straszliwe i mroczne obrazy, w których widziała swoje ukochane miejsca doprowadzone do ruiny i zbezczeszczone. Czuła jak jakas obecnosć wlewa się w nią, przestała widzieć wyraźnie co dzieje się dookoła, dotarło do niej zaledwie kilka przekleństw, ale nie mogła nawet zapytać co się dzieje, była zupełnie pozbawiona włądzy nad sobą, nie mogła już nawet krzyczeć!

Nikt jej nie pomógł, nikt nie wyrwał jej z rąk zwoju, nikt nie próbował jej zabić! Panika niemalże całkowicie opanowała jej umysł. Wtedy poczuła, że jest w stanie cos zrobić, jej ręce były wolne. W pierwszym odruchu po prostu podarła zwój. Nim zdążyła nawet pomysleć co dalej, poczuła jak obca swiadomosć ją opuszcza. Towarzyszył temu upiorny smiech...

Odwracając się twarzą ku przybyszowi odskoczyła w tył.

"Chodź do mnie moje drogie dziecko!" padły słowa Iuchibana... Iuchiban... Na ułamek sekundy jej serce zamarło. Ten ułamek sekundy wystarczył. Uderzenie rzuciło ją na scianę. Junzo... Patrzył na nią z nienawiscią w oczach, a jego usta rzucały przekleństwa. Nie mogła w to uwierzyć, ale z drugiej strony... czy gdyby była nim nie zareagowałaby podobnie? Przecież to ona sprowadziła znów na swiat najgorszą plagę jaka się na nim kiedykolwiek pojawiła!

Nie mogła z nim walczyć... Jakie zresztą miała prawo stawać we własnej obronie? Pozostała jej tylko smierć, może w ten sposób przekona ukochanego, że nie miała z tym nic wspólnego, że nie chciała tego? Jedyne co może zrobić to rzucić się na tego niematerialnego potwora, próbując choć trochę go skrzywdzić... Zaraz! Niematerialnego?! Musi uciekać!! Widziała, jak Junzo szykuje się do kolejnego ataku, ale wiedziała już, że atak ten nie może jej dosięgnąć! Cudem jakims udało jej się wymknąć z pomieszczenia przy minimalnych obrażeniach.

Co zrobić? Co zrobic?! Musiała się oddalić na bezpieczną odległosć, ale też wszystkich ostrzec - "Żadnej krwi!!" krzyczała. Zauważyła Pana Bayushi i cofnęła się sprawdzając nerwowo, czy Junzo jej nie goni.

"Iuchiban się pojawił! Nie jest jeszcze materialny, nie wolno rozlać krwi, bo odzyska wszystkie siły! Nikt nie może zginąć! Żadnej krwi!" rzuciła Bayushiemu te słowa, dodając, że będzie w swoim pokoju, dokąd też pobiegła najszybciej jak mogła. To powinno wystarczyć. Będzie wiedział gdzie ją znaleźć...

Odnalazła białe kimono, przygotowała swoje wakizashi. Usiadła tak, by móc podziwiać widok za oknem i postarała się wyciszyć umysł... Na tym poziomie nie było już słychać rwetesu i ganianiny związanych z wydarzeniami, od których uciekła. Bała się chwili, w której pojawi się Junzo, ale czekała na niego. Jesli ma zginąć, to niech on jej chociaż przedtem wybaczy, niech zrozumie...

Wiedziała, że taka smierć nie jest do końca odpowiednia, na obcych ziemiach, bez zgody własnego daimyo, ale nie widziała innego wyjscia. Kiedy usłyszała kroki przed drzwiami, była gotowa. Jednak to nie był on. To Pan Bayushi. Chciał, żeby poszła z nim, ewakuowali z zamku całą szlachtę. Poprosił o wyjasnienia odnosnie tego co się stało i tego co znaczy jej zachowanie. Powiedziała mu wszystko, wszystko co wiedziała, wszystko o tym co się wydarzyło. Powiedziała też, że żyć nie może z hańbą na jaką naraziła swoją rodzinę, niezależnie od tego czy było to celowe czy też nie. Poprosiła o umożliwienie jej zwrócenia się z prosbą o honorową smierć do ojca jak i do Yogo-daimyo. Na znak dobrej woli schowała wakizashi, a katanę podwiązała w sposób sygnalizujący zamiar pozostawienia jej na miejscu. Bayushi-san nie powiedział nic, polecił jedynie odeskortować ją do pojedynczej kwatery, z dala od rodziny daimyo. Tam miała czekać na dalsze wiesci.

Jakis czas później poproszono ją na rozmowę z daimyo. Uwierzyli jej. Prawie wszyscy... Ciepła w oczach Junzo już nie ujrzała nigdy, patrzył na nią zza muru nienawisci...

Odesłano ją do domu. Bardzo się bała rozmowy z ojcem, a nawet patrzenia komukolwiek w oczy. Jakież zatem było jej zdumienie, gdy powitano ją ciepło, wręcz z szacunkiem. Jak osobę dorosłą! Nikt już nie zwracał się do niej jak do dziecka. Wydarzenia ostatnich dni zostały uznane za jej gempuku.

Ojciec zrozumiał co się stało, tak jak i zrozumiał jej decyzję. Smierć Yumi-san była w pełni honorowa, odchodziła otoczona poważaniem, widząc dumę w oczach głowy swego klanu. Tak własnie pragnie odejsć każdy samuraj.

Yumi-chan no monogatari cz.3

Lekkie musnięcie obudziło ją natychmiast. Szkoda, że trzeba już wstać, ale dłuższy sen mógłby naprawdę przysporzyć jej tylko kłopotów i niepotrzebnych pytań. Wstała pozwalając służącym zająć się jej toaletą, gdy pojawił sie Natsu. Serduszko zadrżało obawą, że zapyta o cos, na co będzie musiała jakos inteligentnie skłamać. Niepewnie pozwoliła mu wejsć i po krótkiej wymianie zwykłych, codziennych uprzejmosci wreszcie Natsu-san podzielił się z nią tym, co go dręczyło. Służba. Jej służba. Była niekompetentna! Naprawdę ciężko zrozumieć jak ten człowiek mógł osiągnąć tak wysoką pozycję na zamku. Może i klan Usagi nie jest wielki, może i Natsu jest tylko wojownikiem, ale jakies podstawy dobrego wychowania trzeba mieć! Troszkę źle się poczuła besztając służącą za niedokładne wyczesanie włosów, które nie miałonic wspólnego z obserwacjami yojimbo, ale nie mogła zachować się inaczej. Poza tym wiedząc o wszystkim dziewka powinna była zadbać o swoją Panią, skoro Natsu zauważył źdźbło trawy, to służąca powinna była tym bardziej! Na pewno jednak na przyszłosć powinna bardziej uważać. Ech... gdybyż tylko nie trzeba było się tak kryć... chociaż to też niesie ze sobą pewien specyficzny smaczek :).

Późne snaidanie smakowało wysmienicie w ten cudowny poranek. Pomimo wspomnianego incydentu był to nadal niewątpliwie przepiękny dzień. Trudno było wręcz przestać się usmiechać :). W taki dzień szkoda tracić choćby chwilkę na siedzenie w budynku, tak więc pierwsze kroki po posiłku skierowała Yumi-chan do ogrodów. To prawda, że skorpionie ogrody mają oczy, uszy i notatki, ale to wcale nie czyni ich mniej pięknymi ;). Zresztą - w ten dzień nawet niedźwiedzia jaskinia by jej się chyba podobała :).

W ogrodzie natknęła się na Harukiego i pewnego skorpiona, pana Bayushi, który był bardzo zainteresowany rozmową sam na sam z Natsu-san. Yojimbo stawiał wielkie opory przed opuszczeniem swej podopiecznej choćby na chwilę, ale kilka inteligentnie wypowiedzianych słów i nie mógł zostać nie obrażając przy tym zarówno Harukiego (którego opiece ostatecznie ją powierzył) jak i klanu Yogo. Mimo całej sympatii dla niego, bowiem dziewczyna naprawdę ufała swemu ochroniarzowi i wiedziała, że nie jest mu z nią łatwo (strasznie się człowiek wszystkim przejmuje), nie była zainteresowana spędzaniem z nim długiego czasu. Szczególnie, że jej się tak jakos dziwnie przyglądał, no ale nie mogła zdjąć z twarzy tego usmiechu. Oczywiscie do czasu...

Mimo najszczerszych chęci, tak jak nie potrafiła powstrzymać usmiechu, tak nie umiała zmazać z twarzy wyrazu jaki się na niej pojawił na widok idących razem (zdecydowanie za blisko siebie!) Kasumi-san i Junzo... Gdyby wzrok mogł zabijać! Fala gwałtownej zazdrosci na szczęscie minęła szybko, przecież to nic nie znaczy, na pewno... obawy jednak pozostało. Tak niezauważanie jak tylko się dało, Yumi-chan starała się prowadzić spacer tak, by mieć altanę, w kierunku której udała się miłosć jej życia z inna kobietą, cały czas na oku. Na szczęscie Haruki-san zdawał się nic nie zauważać, będąc głęboko pogrążonym we własnych myslach.

W pewnym momencie Pani Shiba zdała się ich spostrzec, przywołując ich do siebie. Mimo, że słowa zostały wypowiedziane, Yogo Junzo-san nawet na nie nie czekał, od razu posyłając służbę po dodatkowe nakrycie dla ukochanej. Haruki-san nie chciał do nich dołączyć prosząc Shibę o chwilę rozmowy w cztery oczy. Odchodząc Pani Kasumi zdaje się usłyszała cicho rzucone pytanie o noc ostatnią, gdyż posłała Yumi usmiech pełen ciepła i zrozumienia.

Tak trudno ukochanemu spojrzeć w oczy, nie rumienić się, gdy mówi miłe rzeczy, ale jeszcze trudniej nie rzucić mu się w ramiona, gdy jest tak blisko. Etykieta jednak nie pozwala nikomu na takie wybryki, pozostaje tylko delektować się urokliwoscią tej chwili i popijać herbatę kradnąc sobie nawzajem spojrzenia i musnięcia dłonią. Zakochani próbuja zatrzymać czas, ale on nieubłaganie biegnie dalej, przerywając brutalnie ich sielankę.

Jak burzowy wiatr w altance pojawił sie nagle Natsu-san. Mord miał w oczach, a na ostrzu krew. Nic do tej chwili nie przeraziło Yumi tak, jak widok człowieka, któremu ufała pędzącego na nią z mieczem w dłoni. Na szczęscie w chwili, gdy wykrzyknęła jego imię rzucając się między niego i Junzo szaleństwo zniknęło z jego oczu, a miecz opadł. Choć nadal przerażona, nie odsunęła się, całą sobą zdecydowana nie dopuscić by skrzywdził jej ukochanego, jesli po to się tu zjawił.

Natsu błądził wzrokiem od niej, do Yogo, a w oczach jego nie było żadnego ciepła. Spojrzenie skierowane na młodego skorpiona pełne było niemal nienawisci, jednak to na niej zatrzymał swój wzrok jak zimny ogień. Ochroniarze Yogo już ich otoczyli, gotowi na jeden znak swego Pana rozpłatać goscia na kawałki, nikt bowiem nie ma prawa tak się zachowywać w pobliżu tego, kogo chronią, Junzo jednak czekał. Za samo pojawienie sie w taki sposób, yojimbo powinien zginąć, jednak decyzja o tym co się stanie należała do Yumi.

"Natsu-san, co to znaczy?! Co się dzieje?!"
"Haruki-san nie żyje. Zdradził naszą misję dziejową, musiał zginąć i zginął z mojej ręki."
Na te słowa dziewczyna cofnęła się nieco, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Jak to? Haruki-san? Nie żyje? Niemożliwe... przecież... jesli zdradził, powinien spotkać go sąd, powinien móc się wytłumaczyć, mieć szansę prosić o honorową smierć, przecież to starszyzna decyduje o tym kto i jak ma zginąć! Natsu-san... morderca... i szaleniec... Nawet nie padł na kolana, nie tłumaczył, nie przepraszał, gdzie jego honor? Wpatrywał się tylko tym swoim zimnym wzrokiem...

"Panienka nie spała dzis w pokoju" powiedział zimnym, okrutnym głosem. Gdyby nie cała sytuacja, Yumi-chan z pewnoscią spłonęłaby rumieńcem widocznym z odległosci kilku kilometrów, ale w tych warunkach pobladła tylko jeszcze bardziej. Szaleniec. Szaleniec bez honoru, obrażający tych, których ochrona jest jego zadaniem. Za tę potwarz powinna go sama zabić, ale nie potrafiła dobić miecza. Usmiercenie kogos własnymi rękoma było dla niej niemożliwe. Odwróciła się do niego tyłem po to tylko, by mokrymi oczami spojrzeć krótko w oczy Junzo i spuscić głowę. Junzo zrozumiał. Natsu też. Rzucił jeszcze tylko w ich stronę krótkie oskarżenie "Jumon-sama jest piewcą krwi" po czym odwrócił się by zaatakować skorpionich ochroniarzy, których zadaniem było odebrać mu życie.

niedziela, września 03, 2006

Yumi-chan no monogatari cz.2

Podróż na ziemie Skorpiona odbyła się bez problemów. Na granicy całą drużynę powitała obfita skorpionia eskorta i mimo iż nie było na to szans, dziewczyna nie mogła powstrzymać się przed szukaniem wsród wojowników znajomej sobie twarzy.

Wszelkie opóźnienia, postoje, spowolnienia powodowały coraz większą frustrację, ale przecież gdzies na nocleg trzeba było się zatrzymać. Wybrana w tym celu gospoda była całkiem przystępna - przede wszystkim miała łaźnie (zresztą, co to by była za gospoda bez łaźni). Bez względu na to jak się człowiekowi spieszy, kąpiel jest marzeniem każdego podróżnika.

To własnie w tej karczemnej łaźni pierwszy raz Yumi-chan postanowiła wybadać stosunek Natsu-san - podarowanego jej przez tatusia ochroniarza - do jej osoby. W końcu jesli chciała móc po przybyciu na miejsce spotkać się ze swoim ukochanym, yojimbo musiał stać o jej stronie. No cóż - nie do końca jej się to udało, ale z pewnoscią akcja w łaźni wciąż wywołuje usmiech na twarzy każdego kto był jej swiadkiem ;).

Niestety, tej nocy nikomu nie było dane spokojnie zasnąć. Tak. Maho. Pojawiła się nagle pozbawiając Yumi-chan przytomnosci. Ocknęła się gdy walka już trwała po to tylko, by dowiedzieć się, że jej ukochany wujaszek okazał się być piewcą krwi... To fakt, że ostatnio zachowywał się dziwnie, zresztą, gdy w końcu zgodził się na jakąs opowiesć prawie skończyło się pojedynkiem z Kasumi-san, która poczuła, że obraża się honor jej rodziny. Rzeczywiscie, była to opowiesć o yojimbo rodziny Shiba, który musiał wybierać między służbą panu - piewcy krwi, a służbą cesarstwu. Dylemat niewątpliwie niełatwy i wcale nie dziwi, że poddanie w wątpliwosć lojalnosci wobec Pana obużyło Shibę, szczególnie, że połączone było z sugestią, że ktos z rodziny Isawa - bo przecież tylko im Shiba służą - może parać się plugawą magią. Ikoma-san zapierał się, że to tylko opowiesć, nie mniej jednak wszystkie przecież jego opowiesci niosły zawsze w sobie choć ziarenko prawdy...

Gdyby nie zdemaskowanie Ikomy jako piewcy krwi być może nawet Yumi-chan zaczęłaby się głębiej zastanawiać nad reakcją jaką wywołała rzeczona opowiesć, ale snucie jakichkolwiek podejrzeń było niemożliwe, nie po tym co się stało. Jumon-sama okazała się nieoceniona, bez niej dalszego ciągu tej historii by nie było - nie byłoby bowiem komu jej doswiadczyć i opowiedzieć.

Przybycie na ziemie Yogo było niewątpliwie spełnieniem marzeń. Nareszcie :). Oczywiscie wszelkie jakies oficjalne powitania i te bajery - Yumi-chan siedziała jak na gwoździach, nie mogąc zrozumieć czemu Ci ludzie nie pójdą wreszcie spać. Ona sama była bardzo grzeczniutka, szczególnie wobec Natsu, żeby broń boże nie uznał, że trzeba jej bardziej strzec niż do tej pory. Nawet go tym razem nie nagabywała na wspólną kąpiel ;). Jak tylko przyszła odpowiednia pora położyła się grzecznie spać polecając yojimbo by zrobił to samo, bo przecież są teraz w wielkim zamku Yogo, gdzie sciany mają nie tylko uszy, ale i oczy, więc na pewno nic im nie grozi.

Leżała bardzo grzeczniutko, póki nie nabrała pewnosci, że w pokoju obok Natsu-san spi w najlepsze. Wtedy najciszej jak tylko mogła wymknęła się z pokoju starając się za wszelką cenę nie biec jak rozwijający niebotyczną prędkosć slepy zając na miejsce spotkania.

Pomińmy tutaj potencjalnie szokujące czytelnika szczegóły spotkania wspominając tylko, że do tych ramion Yumi-chan tęskniła od wieków i nawet siłą nie dałoby się jej z nich wyrwać, gdy już się w nich znalazła. A, poza tym to okolica była naprawdę piękna, cudowne gorące źródła schowane wsród porosniętych mchem skał - idealne miejsce na romantyczną schadzkę, ale to i tak nie miało znaczenia. Zdaje się, że padły nawet bardzo pozytywne komentarze na temat okolicy, ale smiem przypuszczać, że tak naprawdę Yumi-chan nie potrafiłaby ani opowiedzieć jak to miejsce wyglądało, ani do niego ponownie trafić. W końcu liczył się tylko ON.

Bała się powrotu do pokoju, w końcu jej yojimbo mógł się w międzyczasie obudzić i dostrzec jej nieobecnosć, ale na szczęscie nic takiego nie miało miejsca. Tylko niedaleko celu pozostająca w cieniu drzew Jumon-sama obdarowała ją tajemniczym, ale też jakby wszechwiedzącym i pełnym zrozumienia usmiechem. Niepokojąca kobieta, skąd ona się w ogóle tam wzięła? Zresztą, od dawna zdawała się wiedzieć co też po głowie chodzi młodej Usagi, ale jak do tej pory nie wydała się nikomu z tą wiedzą, pozostało więc liczyć na to, że i tym razem zachowa tę tajemnicę dla siebie.

Zmęczona, ale jakże szczęsliwa, Yumi-chan złożyła wreszcie głowę do snu polecając przedtem służącej obudzić się za 3 godziny i licząc na to, że jej długi sen zostanie zrzucony na karb niemiłych i/lub męczących przeżyć ostatnich dni.

Tak zakończyła się ostatnia noc opowiesci...

piątek, września 01, 2006

Yumi-chan no monogatari cz.1

To chyba będzie długi post, bo nie da sie przecież w kilku słowach opowiedzieć historii postaci. Mojej pierwszej postaci :).

Yumi-chan to w zasadzie jeszcze dziecko, a w każdym razie była nim gdy się poznałysmy. Oto jej historia:

Pewnego dnia, czując się jakby ciążyła na jej honorze jakaś plama, córka daimyo klanu Zająca powróciła do domu, odesłana przez mistrza tuż przed zakończeniem nauki, niedługo przed planowaną ceremonią genpuku - wejscia w dorosłosć. W żaden sposób nie mogła sobie wytłumaczyć przyczyn odesłania, poza jedną możliwoscią - mistrz się dowiedział...

W sercu Yumi kryła się pewna mroczna tajemnica, cos o czym nikomu absolutnie nie wolno było wiedzieć. Wbrew temu co wszyscy sądzili, ostatnie spotkanie Zimowego Dworu nie było dla Yumi wcale nieco nudnawą imprezą, pełną szczycących się swą dorosłoscią i umiejętnosciami ludzi, których głównym celem zdawało się być przede wszystkim przesadne kłanianie sie sobie nawzajem. Cóż bowiem innego mógł nieznającemu się, ani nawet niezainteresowanemu polityką dziecku zaoferować Zimowy Dwór? Poza oczywiscie możliwoscią podziwiania przepięknych ziem klanu Żurawia i jeszcze cudowniejszych strojów wszystkich gosci? Niby nic... a jednak... Tak naprawdę niewiele osób może powiedzieć, że widziało panienkę Usagi na Zimowym Dworze, a przecież nie mogli jej przeoczyć, w końcu błogosławieństwo Benten robi swoje ;). Jedyne wyjasnienie takiej sytuacji to brak możliwosci - jej tam po prostu nie było! Prawie :).

Zimowy Dwór to miejsce spotkań mnóstwa ludzi i z tego całego grona własnie ta dwójka wpadła sobie w oko: ona - z klanu Zająca, i on - z klanu Skorpiona. Już na pierwszy rzut oka nie jest to zbyt szczęsliwe połączenie. Do tego ona to jeszcze dziecko... Ale uczuć się nie wybiera, tak więc prawdziwa miłosć opanowała serce Yumi i jesli można w to uwierzyć, to i Yogo Junzo zapałał do niej prawdziwym uczuciem. Postanowili nie ujawniać się z tym "póki własciwy czas nie nadejdzie" - cokolwiek to znaczy ;). Nic więc dziwnego, że to własnie wydanie się tej tajemnicy było największą obawą Yumi i pierwszą przypuszczalną przyczyną wszelkich możliwych niepowodzeń. Nikt jednak nie ujawnił się z wiedzą na ten temat, zatem odesłanie panienki przez mistrza pozostało tajemnicą.

Na zamku Yumi-chan poznała kilka nowych osób, a byli to: Usagi Haruki - raczej milczący samuraj, który zdawał się cieszyć dosć dużą sympatią i poważaniem Shiba Kasumi, yojimbo pani Isawa Jumon - które to obie były także gosćmi klanu.

Nie wiedzieć czemu, już od pierwszej chwili Yumi zapałała sympatia do Shiby, jednakże yojimbo panienki zdaje się nie podzielał tych uczuć, gdyż efektem kilku nieodpowiednich i źle wypowiedzianych słów został szybko odesłany (a może i usmiercony). Pani Jumon wywoływała u Yumi nieodparcie bardzo dziwne wrażenie - przy niej młoda Usagi stawała się bardziej cicha i milcząca, obawiając się tego, jak odebrane mogą zostać jej słowa i co Isawa może z nich wyczytać - poza tym chyba czuła sie przytłoczona osoba Isawy.

Wsród zamkowych gosci nie zabrakło też uwielbianego przed dziewczynę bajarza - "wujka" Ikomy. Niestety był on jakis nieswój - jak nigdy strasznie sie bronił przed opowiadaniem nowych historii, a przecież tak dawno sie nie widzieli! No ale może to tylko jej egoistyczna potrzeba znalezienia jakiegos sposobu na poprawę humoru...

Dziwne rzeczy się dzieją na zamku, pojawiaja się slady maho, ginie posłaniec, padają oskarżenia, ale wszystko to jest niczym w porównaniu z wiescia o tym, że wyrusza własnie wyprawa na ziemie Yogo!! To niesamowite, niespotykane, ledwie możliwe, a jednak zgodzili się zabrać Yumi!!! Szczęscie dziewczęcia nie zna granic, ale chyba te iskierki radosci i podekscytowania w oczach były troszkę zbyt widoczne... no cóż, pozostawało mieć nadzieję, że ci, co je dostrzegli przypiszą je radosci z pierwszej prawdziwej wyprawy (prawdziwej = bez tatusia i całej bandy ludzi z dworu). Ikoma-oji-chan obiecał zaopiekować się Yumi i wszystko byłoby piękne, gdyby nie gurujący teraz nad nią (za nią/przed nią) osobisty Yojimbo taty... ech... cóż... nie można mieć wszystkiego :/.

Wyprawa wyrusza, niektórzy pełni obaw i podejrzeń, inni spokojni, a jeszcze inni z radoscią obezwładniającą serce - ach, jak trudno to utrzymać w tajemnicy, jak ciężko nie zmuszać konia do radosnego cwału, który zaniósłby ją na miejsce w kilka chwil! Specjalnie wsiadła na konia! Niestety Jumon-sama wolała skorzystać ze skrzyżowania rikszy z lektyką, wyprawa wcale zatem nie będzie taka szybka, no ale narzekać nie ma co. Jumon-sama zresztą chyba się czegos domysla, wspominała nawet cos o zbliżającym się czasie zamążpójscia, ale na szczęscie na tym sie skończyło.

Patrząc na tę historię, dochodzę do wniosku, że jeden post na nią nie wystarczy, zostawmy zatem naszych podróżników do następnego postu :).

Począteczek

No to poddałam się. Mania blogowania mnie dopadła ;). Od razu na początek przyznaję Copyrighty - nazwę mojego bloga zawdzięczam niesamowitej pomysłowosci Yohko-chan, której niniejszym oddaję honor i dziękuję jednoczesnie za milion innych tekstów, których mi już w życiu użyczyła :) - viva Yohko! ;)

Zobaczymy co z tego całego blogowania wyniknie, czuję już jak ogarnia mnie lekkie podekscytowanie - czy będzie to miejsce wylania wszystkich moich żali? a może miejsce dzielenia się każdą radostką życia? jak dobrze pójdzie, to będzie trochę tego i trochę tego :).

W czym przewaga bloga nad zwykłym pamiętnikiem a nawet czasem rozmową? Czy zdażyło Wam się kiedys mieć straszną potrzebę podzielenia się czyms, ale żadnej możliwosci? Zdaża się, że nie ma z kim pogadać, ale też często nikt nie ma czasu słuchać (ja np. bardzo rozwlekam swoje opowiesci, dodając szczegóły itp - mama nigdy nie wytrzymuje do końca ;) ) - co wtedy? Pamiętnik? Jasne... ale jaka jest podstawowa wada pamiętnika? Nie skomentuje tego co się napisało! :)

Zatem witaj mój mały, nowiutki blogu i oby nasza współpraca dobrze sie układała, a komentarze dopisały! :)

P.S.
Czy ktos zauważył u mnie brak jednej z polskich liter? Niestety, głupie ustawienia sprawiają, że jej wcisnięcie powoduje publikację posta - bardzo uciążliwe jak się człowiek ciągle zapomina ;)