poniedziałek, września 04, 2006

Yumi-chan no monogatari cz.3

Lekkie musnięcie obudziło ją natychmiast. Szkoda, że trzeba już wstać, ale dłuższy sen mógłby naprawdę przysporzyć jej tylko kłopotów i niepotrzebnych pytań. Wstała pozwalając służącym zająć się jej toaletą, gdy pojawił sie Natsu. Serduszko zadrżało obawą, że zapyta o cos, na co będzie musiała jakos inteligentnie skłamać. Niepewnie pozwoliła mu wejsć i po krótkiej wymianie zwykłych, codziennych uprzejmosci wreszcie Natsu-san podzielił się z nią tym, co go dręczyło. Służba. Jej służba. Była niekompetentna! Naprawdę ciężko zrozumieć jak ten człowiek mógł osiągnąć tak wysoką pozycję na zamku. Może i klan Usagi nie jest wielki, może i Natsu jest tylko wojownikiem, ale jakies podstawy dobrego wychowania trzeba mieć! Troszkę źle się poczuła besztając służącą za niedokładne wyczesanie włosów, które nie miałonic wspólnego z obserwacjami yojimbo, ale nie mogła zachować się inaczej. Poza tym wiedząc o wszystkim dziewka powinna była zadbać o swoją Panią, skoro Natsu zauważył źdźbło trawy, to służąca powinna była tym bardziej! Na pewno jednak na przyszłosć powinna bardziej uważać. Ech... gdybyż tylko nie trzeba było się tak kryć... chociaż to też niesie ze sobą pewien specyficzny smaczek :).

Późne snaidanie smakowało wysmienicie w ten cudowny poranek. Pomimo wspomnianego incydentu był to nadal niewątpliwie przepiękny dzień. Trudno było wręcz przestać się usmiechać :). W taki dzień szkoda tracić choćby chwilkę na siedzenie w budynku, tak więc pierwsze kroki po posiłku skierowała Yumi-chan do ogrodów. To prawda, że skorpionie ogrody mają oczy, uszy i notatki, ale to wcale nie czyni ich mniej pięknymi ;). Zresztą - w ten dzień nawet niedźwiedzia jaskinia by jej się chyba podobała :).

W ogrodzie natknęła się na Harukiego i pewnego skorpiona, pana Bayushi, który był bardzo zainteresowany rozmową sam na sam z Natsu-san. Yojimbo stawiał wielkie opory przed opuszczeniem swej podopiecznej choćby na chwilę, ale kilka inteligentnie wypowiedzianych słów i nie mógł zostać nie obrażając przy tym zarówno Harukiego (którego opiece ostatecznie ją powierzył) jak i klanu Yogo. Mimo całej sympatii dla niego, bowiem dziewczyna naprawdę ufała swemu ochroniarzowi i wiedziała, że nie jest mu z nią łatwo (strasznie się człowiek wszystkim przejmuje), nie była zainteresowana spędzaniem z nim długiego czasu. Szczególnie, że jej się tak jakos dziwnie przyglądał, no ale nie mogła zdjąć z twarzy tego usmiechu. Oczywiscie do czasu...

Mimo najszczerszych chęci, tak jak nie potrafiła powstrzymać usmiechu, tak nie umiała zmazać z twarzy wyrazu jaki się na niej pojawił na widok idących razem (zdecydowanie za blisko siebie!) Kasumi-san i Junzo... Gdyby wzrok mogł zabijać! Fala gwałtownej zazdrosci na szczęscie minęła szybko, przecież to nic nie znaczy, na pewno... obawy jednak pozostało. Tak niezauważanie jak tylko się dało, Yumi-chan starała się prowadzić spacer tak, by mieć altanę, w kierunku której udała się miłosć jej życia z inna kobietą, cały czas na oku. Na szczęscie Haruki-san zdawał się nic nie zauważać, będąc głęboko pogrążonym we własnych myslach.

W pewnym momencie Pani Shiba zdała się ich spostrzec, przywołując ich do siebie. Mimo, że słowa zostały wypowiedziane, Yogo Junzo-san nawet na nie nie czekał, od razu posyłając służbę po dodatkowe nakrycie dla ukochanej. Haruki-san nie chciał do nich dołączyć prosząc Shibę o chwilę rozmowy w cztery oczy. Odchodząc Pani Kasumi zdaje się usłyszała cicho rzucone pytanie o noc ostatnią, gdyż posłała Yumi usmiech pełen ciepła i zrozumienia.

Tak trudno ukochanemu spojrzeć w oczy, nie rumienić się, gdy mówi miłe rzeczy, ale jeszcze trudniej nie rzucić mu się w ramiona, gdy jest tak blisko. Etykieta jednak nie pozwala nikomu na takie wybryki, pozostaje tylko delektować się urokliwoscią tej chwili i popijać herbatę kradnąc sobie nawzajem spojrzenia i musnięcia dłonią. Zakochani próbuja zatrzymać czas, ale on nieubłaganie biegnie dalej, przerywając brutalnie ich sielankę.

Jak burzowy wiatr w altance pojawił sie nagle Natsu-san. Mord miał w oczach, a na ostrzu krew. Nic do tej chwili nie przeraziło Yumi tak, jak widok człowieka, któremu ufała pędzącego na nią z mieczem w dłoni. Na szczęscie w chwili, gdy wykrzyknęła jego imię rzucając się między niego i Junzo szaleństwo zniknęło z jego oczu, a miecz opadł. Choć nadal przerażona, nie odsunęła się, całą sobą zdecydowana nie dopuscić by skrzywdził jej ukochanego, jesli po to się tu zjawił.

Natsu błądził wzrokiem od niej, do Yogo, a w oczach jego nie było żadnego ciepła. Spojrzenie skierowane na młodego skorpiona pełne było niemal nienawisci, jednak to na niej zatrzymał swój wzrok jak zimny ogień. Ochroniarze Yogo już ich otoczyli, gotowi na jeden znak swego Pana rozpłatać goscia na kawałki, nikt bowiem nie ma prawa tak się zachowywać w pobliżu tego, kogo chronią, Junzo jednak czekał. Za samo pojawienie sie w taki sposób, yojimbo powinien zginąć, jednak decyzja o tym co się stanie należała do Yumi.

"Natsu-san, co to znaczy?! Co się dzieje?!"
"Haruki-san nie żyje. Zdradził naszą misję dziejową, musiał zginąć i zginął z mojej ręki."
Na te słowa dziewczyna cofnęła się nieco, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Jak to? Haruki-san? Nie żyje? Niemożliwe... przecież... jesli zdradził, powinien spotkać go sąd, powinien móc się wytłumaczyć, mieć szansę prosić o honorową smierć, przecież to starszyzna decyduje o tym kto i jak ma zginąć! Natsu-san... morderca... i szaleniec... Nawet nie padł na kolana, nie tłumaczył, nie przepraszał, gdzie jego honor? Wpatrywał się tylko tym swoim zimnym wzrokiem...

"Panienka nie spała dzis w pokoju" powiedział zimnym, okrutnym głosem. Gdyby nie cała sytuacja, Yumi-chan z pewnoscią spłonęłaby rumieńcem widocznym z odległosci kilku kilometrów, ale w tych warunkach pobladła tylko jeszcze bardziej. Szaleniec. Szaleniec bez honoru, obrażający tych, których ochrona jest jego zadaniem. Za tę potwarz powinna go sama zabić, ale nie potrafiła dobić miecza. Usmiercenie kogos własnymi rękoma było dla niej niemożliwe. Odwróciła się do niego tyłem po to tylko, by mokrymi oczami spojrzeć krótko w oczy Junzo i spuscić głowę. Junzo zrozumiał. Natsu też. Rzucił jeszcze tylko w ich stronę krótkie oskarżenie "Jumon-sama jest piewcą krwi" po czym odwrócił się by zaatakować skorpionich ochroniarzy, których zadaniem było odebrać mu życie.

Brak komentarzy: