A oto wreszcie ostatnia częsć opowiesci :):
Junzo przyciągnął ją do siebie i otoczył ramieniem. Zapewne, gdyby nie szok w jakim się znajdowała, zarumieniłaby się pięknie i niezręcznie poczuła widząc wpatrzony w nich wzrok mijanych osób. Jej mysli zajęłyby się pewnie całkowicie rozważaniem tego, co też takie zachowanie może znaczyć i co teraz będzie. Nic jednak takiego się nie stało. Szła potulnie tam, gdzie ją prowadzono nie mogąc zrozumieć jak to się wszystko mogło stać. W głowie huczały jej też ostatnie słowa Natsu - po co je wypowiedział? przecież rzucając się do walki sam zaprzeczał ich prawdziwosci i musiał być tego swiadom, skoro więc oskarżenia były fałszywe - nie było sensu ich wypowiadać, ale jesli były prawdziwe, to i tak nikt im nie uwierzy. Natsu-san, dlaczego? Haruki-san...
Junzo chciał odprowadzić ją do jej pokoju, jednak w częsci goscinnej panował dziwny ruch. Na miejscu znajdowało się wiele osób, w tym Pani Isawa i Pani Shiba, a także Pan Bayushi. To wszystko widziała dziewczyna jak przez mgłę, chodziło o cos, znajdującego się w pokoju pań klanu Feniksa, ktos kogos szukał, ktos zadawał pytania. Pan Bayushi poprosił ją na stronę, wypytał co się stało, opowiedziała mu o Natsu, powtórzyła wszystko, także to, że tego nie rozumie, bo on nigdy przedtem nie dał powodów do tego, by wątpić w jego lojalnosć, i że nie wie jak traktować jego ostatnie słowa.
Kilka chwil trzeba jeszcze było, by wreszcie dotarło do niej, że cały ten rwetes związany jest z czyms skalanym maho. To wystarczyło, by przywrócic Yumi poczucie rzeczywistosci. Znaleziono przedmiot ze skazą cienia. Zwój, który w swoim posiadaniu miała Pani Jumon. Skąd sie u niej wziął - nikt nie wiedział, podobnież jak nikt nie miał pojęcia co może sie w nim znajdować. Ale zaraz... czy to możliwe? Tak! To ostatnia opowiesć Pana Ikomy!!! Tylko skąd się tu wzięła?
Proste pytanie przebiegło wszystkich zgromadzonych - "Co teraz?". Nigdy nie wiadomo jak postąpić z magicznym przedmiotem, czy próba zniszczenia wyzwoli czar? a może próba odczytu? Czy wystarczy, by ktos go dotykał, żeby magia zadziałała? To na nią spojrzał Junzo chcąc, by udzieliła swej rady. Takie rzeczy należą do shugenja, tylko magowie mogą sobie z magią poradzić. Na dworze znajdowało się wielu shugenja, lecz niewątpliwie Pani Jumon była jedną z najpotężniejszych. Nie mogąc jednak wyrzucić z umysłu ostatnich słów Natsu, Yumi-chan starała się tak wyrazić swoją opinię, by broń boże nie urazić Pani Isawy, a jednoczesnie na wszelki wypadek zadbać o to, by zwój mogli ocenić inni nim trafi on do jej rąk. Czy by jej posłuchano, tego nikt się nie dowie, w tym momencie bowiem trzymający w ręce zwój Pan Kuni stracił przytomnosć.
Pani Isawa rzuciła się na pomoc nie podchodząc nawet do zwoju, jednak Yumi-chan na wszelki wypadek szybko po zwój sięgnęła, zastanawiając się co teraz. W głowie zaswitała króciutka mysl - ostatnia opowiesc, ciekawe o czym! Zniknęła jednak, nim dziewczyna mogła głębiej się nad nią zastanowić. Uznając, że nie ma lepszego wyjscia podała zwój Panu Bayushi, którego wszakże celem było zapewnienie wszystkim bezpieczeństwa.
Sprawa zwoju została chwilowo rozwiązana, teraz należało gosciom zapewnić bezpieczeństwo, nie mogły wszak Panie pozostać w dotychczasowych pomieszczeniach. Junzo-san zarządził przygotowanie pokoju. Tylko jednego. Jeden, był już gotowy... Tak oficjalne postawienie sprawy wywołało lekkie poruszenie, nikt jednak nie smiał nic powiedzieć. Yumi-chan przydzielono nowego ochroniarza i sam Junzo-san poprowadził ją do wyższych częsci zamku, do jej nowej kwatery.
Pokój był bogato i ładnie urządzony, zas widok z okna naprawdę przepiękny, jednak to łóżko wyglądało w tej chwili dla Yumi-chan najbardziej zachęcająco. Postanowiła odpocząć, ukochany zostawił ją pod opieką kilku służących (jej służba nie została sprowadzona do nowej kwatery), które obiecały obudzić ją za kilka godzin lub jak tylko cos nowego się wydarzy lub cos będzie wiadomo.
Mistrz! Tylko dwa słowa pojawiającego się we snie mistrza - "Już czas" wystarczyły by w mgnieniu oka postawić ją na nogi. W tej samej chwili poczuła cos dziwnego. Jakies tłumione wrażenie, fala nieprzyjemnego uczucia. Ktos własnie użył maho!!! Nigdy przedtem nie zdarzyło jej się cos podobnego, a jednak miała absolutną pewnosc, że to odczucie własnie to oznacza. Tak szybko jak się dało doprowadziła się do porządku (rwetes z pewnoscią nie spodobał się służbie ;) ) i skorzystała z obecnego w pokoju stolika do kaligrafii. Nie chciała tracić czasu, napisała więc tylko trzy słowa - "ktos użył maho" i poleciła służącej dostarczyć karteczkę Junzo, tak szybko jak tylko się da. Sama udała się w jedyne miejsce, w którym mogła się czegos dowiedzieć - do Pani Jumon. Na szczęscie zamkowa służba bez problemu wskazała drogę do jej nowej kwatery.
Zarówno Shiba-san jak i Isawa-san wydawały się bardzo zaskoczone i zaniepokojone informacją. Wspólnie ustalono, że możliwosci są tylko dwie - albo ktos użył maho, co znaczyłoby, że na zamku nadal znajduje się jakis piewca krwi, albo ktos odczytał zwój lub w inny sposób wyzwolił znajdującą się w nim magię. Nim jakiekolwiek działanie zostało podjęte pojawił się Junzo, zaniepokojany informacją, która otrzymał. Usłyszawszy wszystko postanowił zabrać Yumi tam, gdzie znajdował się zwój.
Shugenja nie byli zbyt zadowoleni z odwiedzin, szczególnie takich, jednak zwój był nienaruszony. Przy tym jako jedyna osoba na zamku posiadająca wiedzę o maho i zdolna w tym momencie do działania, Yumi-chan zyskała na znaczeniu. Z tego własnie tylko względu shugenja skorpionów zgodzili się by zbadała zwój i spróbowała rozpoznać z czym mają do czynienia. Bała się. Bardzo. Raz, że nie była pewna czy podoła zadaniu, a nie chciała za nic na swiecie zawiesć ukochanego, no i honoru rodziny oczywiscie, dwa, że mogło to być cos naprawdę strasznego i nikt nie wiedział co się stanie.
Shugenja przygotowywali zaklęcia, otaczając ją nimi, by ryzyko było jak najmniejsze, a ona wzięła zwój do rąk. To była ostatnia rzecz, jaką była w stanie zrobić. Od tej chwili mogła tylko patrzeć jak jej ręce same rozwijają zwój! Nie mogła nic zrobić, nie mogła tego powstrzymać! Zaczęła krzyczeć, żeby ktos ją powstrzymał, ale nikt nic nie robił. W jej umysle zaczęły się pojawiać obrazy, straszliwe i mroczne obrazy, w których widziała swoje ukochane miejsca doprowadzone do ruiny i zbezczeszczone. Czuła jak jakas obecnosć wlewa się w nią, przestała widzieć wyraźnie co dzieje się dookoła, dotarło do niej zaledwie kilka przekleństw, ale nie mogła nawet zapytać co się dzieje, była zupełnie pozbawiona włądzy nad sobą, nie mogła już nawet krzyczeć!
Nikt jej nie pomógł, nikt nie wyrwał jej z rąk zwoju, nikt nie próbował jej zabić! Panika niemalże całkowicie opanowała jej umysł. Wtedy poczuła, że jest w stanie cos zrobić, jej ręce były wolne. W pierwszym odruchu po prostu podarła zwój. Nim zdążyła nawet pomysleć co dalej, poczuła jak obca swiadomosć ją opuszcza. Towarzyszył temu upiorny smiech...
Odwracając się twarzą ku przybyszowi odskoczyła w tył.
"Chodź do mnie moje drogie dziecko!" padły słowa Iuchibana... Iuchiban... Na ułamek sekundy jej serce zamarło. Ten ułamek sekundy wystarczył. Uderzenie rzuciło ją na scianę. Junzo... Patrzył na nią z nienawiscią w oczach, a jego usta rzucały przekleństwa. Nie mogła w to uwierzyć, ale z drugiej strony... czy gdyby była nim nie zareagowałaby podobnie? Przecież to ona sprowadziła znów na swiat najgorszą plagę jaka się na nim kiedykolwiek pojawiła!
Nie mogła z nim walczyć... Jakie zresztą miała prawo stawać we własnej obronie? Pozostała jej tylko smierć, może w ten sposób przekona ukochanego, że nie miała z tym nic wspólnego, że nie chciała tego? Jedyne co może zrobić to rzucić się na tego niematerialnego potwora, próbując choć trochę go skrzywdzić... Zaraz! Niematerialnego?! Musi uciekać!! Widziała, jak Junzo szykuje się do kolejnego ataku, ale wiedziała już, że atak ten nie może jej dosięgnąć! Cudem jakims udało jej się wymknąć z pomieszczenia przy minimalnych obrażeniach.
Co zrobić? Co zrobic?! Musiała się oddalić na bezpieczną odległosć, ale też wszystkich ostrzec - "Żadnej krwi!!" krzyczała. Zauważyła Pana Bayushi i cofnęła się sprawdzając nerwowo, czy Junzo jej nie goni.
"Iuchiban się pojawił! Nie jest jeszcze materialny, nie wolno rozlać krwi, bo odzyska wszystkie siły! Nikt nie może zginąć! Żadnej krwi!" rzuciła Bayushiemu te słowa, dodając, że będzie w swoim pokoju, dokąd też pobiegła najszybciej jak mogła. To powinno wystarczyć. Będzie wiedział gdzie ją znaleźć...
Odnalazła białe kimono, przygotowała swoje wakizashi. Usiadła tak, by móc podziwiać widok za oknem i postarała się wyciszyć umysł... Na tym poziomie nie było już słychać rwetesu i ganianiny związanych z wydarzeniami, od których uciekła. Bała się chwili, w której pojawi się Junzo, ale czekała na niego. Jesli ma zginąć, to niech on jej chociaż przedtem wybaczy, niech zrozumie...
Wiedziała, że taka smierć nie jest do końca odpowiednia, na obcych ziemiach, bez zgody własnego daimyo, ale nie widziała innego wyjscia. Kiedy usłyszała kroki przed drzwiami, była gotowa. Jednak to nie był on. To Pan Bayushi. Chciał, żeby poszła z nim, ewakuowali z zamku całą szlachtę. Poprosił o wyjasnienia odnosnie tego co się stało i tego co znaczy jej zachowanie. Powiedziała mu wszystko, wszystko co wiedziała, wszystko o tym co się wydarzyło. Powiedziała też, że żyć nie może z hańbą na jaką naraziła swoją rodzinę, niezależnie od tego czy było to celowe czy też nie. Poprosiła o umożliwienie jej zwrócenia się z prosbą o honorową smierć do ojca jak i do Yogo-daimyo. Na znak dobrej woli schowała wakizashi, a katanę podwiązała w sposób sygnalizujący zamiar pozostawienia jej na miejscu. Bayushi-san nie powiedział nic, polecił jedynie odeskortować ją do pojedynczej kwatery, z dala od rodziny daimyo. Tam miała czekać na dalsze wiesci.
Jakis czas później poproszono ją na rozmowę z daimyo. Uwierzyli jej. Prawie wszyscy... Ciepła w oczach Junzo już nie ujrzała nigdy, patrzył na nią zza muru nienawisci...
Odesłano ją do domu. Bardzo się bała rozmowy z ojcem, a nawet patrzenia komukolwiek w oczy. Jakież zatem było jej zdumienie, gdy powitano ją ciepło, wręcz z szacunkiem. Jak osobę dorosłą! Nikt już nie zwracał się do niej jak do dziecka. Wydarzenia ostatnich dni zostały uznane za jej gempuku.
Ojciec zrozumiał co się stało, tak jak i zrozumiał jej decyzję. Smierć Yumi-san była w pełni honorowa, odchodziła otoczona poważaniem, widząc dumę w oczach głowy swego klanu. Tak własnie pragnie odejsć każdy samuraj.
Junzo przyciągnął ją do siebie i otoczył ramieniem. Zapewne, gdyby nie szok w jakim się znajdowała, zarumieniłaby się pięknie i niezręcznie poczuła widząc wpatrzony w nich wzrok mijanych osób. Jej mysli zajęłyby się pewnie całkowicie rozważaniem tego, co też takie zachowanie może znaczyć i co teraz będzie. Nic jednak takiego się nie stało. Szła potulnie tam, gdzie ją prowadzono nie mogąc zrozumieć jak to się wszystko mogło stać. W głowie huczały jej też ostatnie słowa Natsu - po co je wypowiedział? przecież rzucając się do walki sam zaprzeczał ich prawdziwosci i musiał być tego swiadom, skoro więc oskarżenia były fałszywe - nie było sensu ich wypowiadać, ale jesli były prawdziwe, to i tak nikt im nie uwierzy. Natsu-san, dlaczego? Haruki-san...
Junzo chciał odprowadzić ją do jej pokoju, jednak w częsci goscinnej panował dziwny ruch. Na miejscu znajdowało się wiele osób, w tym Pani Isawa i Pani Shiba, a także Pan Bayushi. To wszystko widziała dziewczyna jak przez mgłę, chodziło o cos, znajdującego się w pokoju pań klanu Feniksa, ktos kogos szukał, ktos zadawał pytania. Pan Bayushi poprosił ją na stronę, wypytał co się stało, opowiedziała mu o Natsu, powtórzyła wszystko, także to, że tego nie rozumie, bo on nigdy przedtem nie dał powodów do tego, by wątpić w jego lojalnosć, i że nie wie jak traktować jego ostatnie słowa.
Kilka chwil trzeba jeszcze było, by wreszcie dotarło do niej, że cały ten rwetes związany jest z czyms skalanym maho. To wystarczyło, by przywrócic Yumi poczucie rzeczywistosci. Znaleziono przedmiot ze skazą cienia. Zwój, który w swoim posiadaniu miała Pani Jumon. Skąd sie u niej wziął - nikt nie wiedział, podobnież jak nikt nie miał pojęcia co może sie w nim znajdować. Ale zaraz... czy to możliwe? Tak! To ostatnia opowiesć Pana Ikomy!!! Tylko skąd się tu wzięła?
Proste pytanie przebiegło wszystkich zgromadzonych - "Co teraz?". Nigdy nie wiadomo jak postąpić z magicznym przedmiotem, czy próba zniszczenia wyzwoli czar? a może próba odczytu? Czy wystarczy, by ktos go dotykał, żeby magia zadziałała? To na nią spojrzał Junzo chcąc, by udzieliła swej rady. Takie rzeczy należą do shugenja, tylko magowie mogą sobie z magią poradzić. Na dworze znajdowało się wielu shugenja, lecz niewątpliwie Pani Jumon była jedną z najpotężniejszych. Nie mogąc jednak wyrzucić z umysłu ostatnich słów Natsu, Yumi-chan starała się tak wyrazić swoją opinię, by broń boże nie urazić Pani Isawy, a jednoczesnie na wszelki wypadek zadbać o to, by zwój mogli ocenić inni nim trafi on do jej rąk. Czy by jej posłuchano, tego nikt się nie dowie, w tym momencie bowiem trzymający w ręce zwój Pan Kuni stracił przytomnosć.
Pani Isawa rzuciła się na pomoc nie podchodząc nawet do zwoju, jednak Yumi-chan na wszelki wypadek szybko po zwój sięgnęła, zastanawiając się co teraz. W głowie zaswitała króciutka mysl - ostatnia opowiesc, ciekawe o czym! Zniknęła jednak, nim dziewczyna mogła głębiej się nad nią zastanowić. Uznając, że nie ma lepszego wyjscia podała zwój Panu Bayushi, którego wszakże celem było zapewnienie wszystkim bezpieczeństwa.
Sprawa zwoju została chwilowo rozwiązana, teraz należało gosciom zapewnić bezpieczeństwo, nie mogły wszak Panie pozostać w dotychczasowych pomieszczeniach. Junzo-san zarządził przygotowanie pokoju. Tylko jednego. Jeden, był już gotowy... Tak oficjalne postawienie sprawy wywołało lekkie poruszenie, nikt jednak nie smiał nic powiedzieć. Yumi-chan przydzielono nowego ochroniarza i sam Junzo-san poprowadził ją do wyższych częsci zamku, do jej nowej kwatery.
Pokój był bogato i ładnie urządzony, zas widok z okna naprawdę przepiękny, jednak to łóżko wyglądało w tej chwili dla Yumi-chan najbardziej zachęcająco. Postanowiła odpocząć, ukochany zostawił ją pod opieką kilku służących (jej służba nie została sprowadzona do nowej kwatery), które obiecały obudzić ją za kilka godzin lub jak tylko cos nowego się wydarzy lub cos będzie wiadomo.
Mistrz! Tylko dwa słowa pojawiającego się we snie mistrza - "Już czas" wystarczyły by w mgnieniu oka postawić ją na nogi. W tej samej chwili poczuła cos dziwnego. Jakies tłumione wrażenie, fala nieprzyjemnego uczucia. Ktos własnie użył maho!!! Nigdy przedtem nie zdarzyło jej się cos podobnego, a jednak miała absolutną pewnosc, że to odczucie własnie to oznacza. Tak szybko jak się dało doprowadziła się do porządku (rwetes z pewnoscią nie spodobał się służbie ;) ) i skorzystała z obecnego w pokoju stolika do kaligrafii. Nie chciała tracić czasu, napisała więc tylko trzy słowa - "ktos użył maho" i poleciła służącej dostarczyć karteczkę Junzo, tak szybko jak tylko się da. Sama udała się w jedyne miejsce, w którym mogła się czegos dowiedzieć - do Pani Jumon. Na szczęscie zamkowa służba bez problemu wskazała drogę do jej nowej kwatery.
Zarówno Shiba-san jak i Isawa-san wydawały się bardzo zaskoczone i zaniepokojone informacją. Wspólnie ustalono, że możliwosci są tylko dwie - albo ktos użył maho, co znaczyłoby, że na zamku nadal znajduje się jakis piewca krwi, albo ktos odczytał zwój lub w inny sposób wyzwolił znajdującą się w nim magię. Nim jakiekolwiek działanie zostało podjęte pojawił się Junzo, zaniepokojany informacją, która otrzymał. Usłyszawszy wszystko postanowił zabrać Yumi tam, gdzie znajdował się zwój.
Shugenja nie byli zbyt zadowoleni z odwiedzin, szczególnie takich, jednak zwój był nienaruszony. Przy tym jako jedyna osoba na zamku posiadająca wiedzę o maho i zdolna w tym momencie do działania, Yumi-chan zyskała na znaczeniu. Z tego własnie tylko względu shugenja skorpionów zgodzili się by zbadała zwój i spróbowała rozpoznać z czym mają do czynienia. Bała się. Bardzo. Raz, że nie była pewna czy podoła zadaniu, a nie chciała za nic na swiecie zawiesć ukochanego, no i honoru rodziny oczywiscie, dwa, że mogło to być cos naprawdę strasznego i nikt nie wiedział co się stanie.
Shugenja przygotowywali zaklęcia, otaczając ją nimi, by ryzyko było jak najmniejsze, a ona wzięła zwój do rąk. To była ostatnia rzecz, jaką była w stanie zrobić. Od tej chwili mogła tylko patrzeć jak jej ręce same rozwijają zwój! Nie mogła nic zrobić, nie mogła tego powstrzymać! Zaczęła krzyczeć, żeby ktos ją powstrzymał, ale nikt nic nie robił. W jej umysle zaczęły się pojawiać obrazy, straszliwe i mroczne obrazy, w których widziała swoje ukochane miejsca doprowadzone do ruiny i zbezczeszczone. Czuła jak jakas obecnosć wlewa się w nią, przestała widzieć wyraźnie co dzieje się dookoła, dotarło do niej zaledwie kilka przekleństw, ale nie mogła nawet zapytać co się dzieje, była zupełnie pozbawiona włądzy nad sobą, nie mogła już nawet krzyczeć!
Nikt jej nie pomógł, nikt nie wyrwał jej z rąk zwoju, nikt nie próbował jej zabić! Panika niemalże całkowicie opanowała jej umysł. Wtedy poczuła, że jest w stanie cos zrobić, jej ręce były wolne. W pierwszym odruchu po prostu podarła zwój. Nim zdążyła nawet pomysleć co dalej, poczuła jak obca swiadomosć ją opuszcza. Towarzyszył temu upiorny smiech...
Odwracając się twarzą ku przybyszowi odskoczyła w tył.
"Chodź do mnie moje drogie dziecko!" padły słowa Iuchibana... Iuchiban... Na ułamek sekundy jej serce zamarło. Ten ułamek sekundy wystarczył. Uderzenie rzuciło ją na scianę. Junzo... Patrzył na nią z nienawiscią w oczach, a jego usta rzucały przekleństwa. Nie mogła w to uwierzyć, ale z drugiej strony... czy gdyby była nim nie zareagowałaby podobnie? Przecież to ona sprowadziła znów na swiat najgorszą plagę jaka się na nim kiedykolwiek pojawiła!
Nie mogła z nim walczyć... Jakie zresztą miała prawo stawać we własnej obronie? Pozostała jej tylko smierć, może w ten sposób przekona ukochanego, że nie miała z tym nic wspólnego, że nie chciała tego? Jedyne co może zrobić to rzucić się na tego niematerialnego potwora, próbując choć trochę go skrzywdzić... Zaraz! Niematerialnego?! Musi uciekać!! Widziała, jak Junzo szykuje się do kolejnego ataku, ale wiedziała już, że atak ten nie może jej dosięgnąć! Cudem jakims udało jej się wymknąć z pomieszczenia przy minimalnych obrażeniach.
Co zrobić? Co zrobic?! Musiała się oddalić na bezpieczną odległosć, ale też wszystkich ostrzec - "Żadnej krwi!!" krzyczała. Zauważyła Pana Bayushi i cofnęła się sprawdzając nerwowo, czy Junzo jej nie goni.
"Iuchiban się pojawił! Nie jest jeszcze materialny, nie wolno rozlać krwi, bo odzyska wszystkie siły! Nikt nie może zginąć! Żadnej krwi!" rzuciła Bayushiemu te słowa, dodając, że będzie w swoim pokoju, dokąd też pobiegła najszybciej jak mogła. To powinno wystarczyć. Będzie wiedział gdzie ją znaleźć...
Odnalazła białe kimono, przygotowała swoje wakizashi. Usiadła tak, by móc podziwiać widok za oknem i postarała się wyciszyć umysł... Na tym poziomie nie było już słychać rwetesu i ganianiny związanych z wydarzeniami, od których uciekła. Bała się chwili, w której pojawi się Junzo, ale czekała na niego. Jesli ma zginąć, to niech on jej chociaż przedtem wybaczy, niech zrozumie...
Wiedziała, że taka smierć nie jest do końca odpowiednia, na obcych ziemiach, bez zgody własnego daimyo, ale nie widziała innego wyjscia. Kiedy usłyszała kroki przed drzwiami, była gotowa. Jednak to nie był on. To Pan Bayushi. Chciał, żeby poszła z nim, ewakuowali z zamku całą szlachtę. Poprosił o wyjasnienia odnosnie tego co się stało i tego co znaczy jej zachowanie. Powiedziała mu wszystko, wszystko co wiedziała, wszystko o tym co się wydarzyło. Powiedziała też, że żyć nie może z hańbą na jaką naraziła swoją rodzinę, niezależnie od tego czy było to celowe czy też nie. Poprosiła o umożliwienie jej zwrócenia się z prosbą o honorową smierć do ojca jak i do Yogo-daimyo. Na znak dobrej woli schowała wakizashi, a katanę podwiązała w sposób sygnalizujący zamiar pozostawienia jej na miejscu. Bayushi-san nie powiedział nic, polecił jedynie odeskortować ją do pojedynczej kwatery, z dala od rodziny daimyo. Tam miała czekać na dalsze wiesci.
Jakis czas później poproszono ją na rozmowę z daimyo. Uwierzyli jej. Prawie wszyscy... Ciepła w oczach Junzo już nie ujrzała nigdy, patrzył na nią zza muru nienawisci...
Odesłano ją do domu. Bardzo się bała rozmowy z ojcem, a nawet patrzenia komukolwiek w oczy. Jakież zatem było jej zdumienie, gdy powitano ją ciepło, wręcz z szacunkiem. Jak osobę dorosłą! Nikt już nie zwracał się do niej jak do dziecka. Wydarzenia ostatnich dni zostały uznane za jej gempuku.
Ojciec zrozumiał co się stało, tak jak i zrozumiał jej decyzję. Smierć Yumi-san była w pełni honorowa, odchodziła otoczona poważaniem, widząc dumę w oczach głowy swego klanu. Tak własnie pragnie odejsć każdy samuraj.
2 komentarze:
miło sie to czyta :)
trochę nieścisłości, ale to zrozumiałe, bo przecież trochę czasu juz upłyneło od kolejnych sesji.
Szkoda tylko, ze nie byłaś na wszystkich i że nie pisałaś od początku na bierząco, bo wtedy więcej byś smaczków ujeła. ale cóz, i tak lektura ciekawa :)
domo arigato Yumi-san
Tak myślałam, że się jakieś nieścisłości wkradną, no ale tak bywa ;). Historia nareszcie już skończona, chociaż ostatni post publikował sie na raty (przez głupie "alt+s"), więc nie wiem jak komu wyszło z czytaniem ;).
Odkryłam dziwną rzecz, jak moderowanie komentarzy - to dziadostwo sprawiło, że długo Wasze komentarze nie były na mojej stronie (musiałam je zatwierdzić, ale o tym nie wiedziałam ;) ).
Muszę w końcu zdecydować się na jakąś nową rozgrywkę, to kolejna historia będzie dokładniejsza i bliższa prawdy ;).
Prześlij komentarz