Dzis rano, kiedy jeszcze zamiast wstawać wylegiwałam się trochę w łóżeczku, przypomniała mi się jedna z moich ulubionych mang: Chobits. Manga moich ulubionych autorek, tworzących grupę CLAMP, wydana zresztą jakis czas temu po polsku, gdyby ktos był zainteresowany (mam, pozyczyć mogę ;) ). A cóż takiego szczególnego z tej mangi mi się przypomniało? Jeden wątek. Ale najpierw moze odrobinka wprowadzenia.
Chobits opowiada historię pewnego chłopaka, który na smietniku znajduje komputer osobisty. Ale nie byle jaki komputer (zwany tutaj "persocon", co jest zresztą japońskim odpowiednikiem polskiego "pecet"). Zacznijmy od tego, ze w tej historii wszystkie komputery tworzone są w postaci przypominających ludzi robotów. Niektórzy są nawet przekonani, ze posiadają one swoją osobowosć, ale większosć jest zwolennikiem teorii, że to wszystko tylko wrazenie sprawiane przez dobrze napisany program osobowosci. Komputer znaleziony przez naszego bohatera, co bardzo dziwne, nie posiada zadnego systemu operacyjnego. Jedyne, co ma, to program uczący, co czyni z tego persocona w sumie odpowiednik małego dziecka, które trzeba nauczyć co to jest łyżka i dlaczego trzeba zdjąć buty przed wejsciem do domu. Ponieważ jedyne słowo jakie ten persocon mówi na początku to "chii", tak własnie dostaje na imię. Chi. I tu zbliżamy się do tego, o czym chciałam napisać.
Przez całą opowiesć Chi czyta ksiązeczkę, a własciwie kilka jej kolejnych tomów, taką obrazkową, jakby dla dzieci, choć ciężką do zrozumienia, bo pisaną raczej aluzjami i półsłowkami. Historia z tej serii ksiązek tak naprawdę opowiada historię Chi. A przedmiotem tej historii są poszukiwania. Poszukiwania "kogos tylko mojego". Tak własnie stworzono Chi, żeby szukała na swiecie "kogos tylko swojego". Kogos, kogo pokocha. Wiem, absurd, kochający komputer, ale taki był pomysł autorek. Chi tak zaprogramowano, że poszukuje kogos, kogo szczęscie stanie się dla niej najważniejsze. Największy dylemat, to czy jak już tego kogos znajdzie, to czy on będzie kochał ją, taką jaką jest, nie taką, jaką by chciał, ze wszystkimi jej wadami i zaletami, wszystkimi możliwosciami, ale i ograniczeniami też.
Chi znajduje "kogos tylko swojego". Ten ktos kocha ją. Chi odchodzi, znika. Bo tak własnie trzeba, żeby ten ktos mógł być naprawdę szczęsliwy. Bo nie chce stać na drodze jego szczęsciu...
Dzis rano przypomniało mi się jak bardzo ta częsć opowiesci przypomina mi mnie...
(tych, którzy obawiają się spoilerów informuję, że mangę nadal przeczytać warto, nie zdradziłam wszystkiego ;) )
Chobits opowiada historię pewnego chłopaka, który na smietniku znajduje komputer osobisty. Ale nie byle jaki komputer (zwany tutaj "persocon", co jest zresztą japońskim odpowiednikiem polskiego "pecet"). Zacznijmy od tego, ze w tej historii wszystkie komputery tworzone są w postaci przypominających ludzi robotów. Niektórzy są nawet przekonani, ze posiadają one swoją osobowosć, ale większosć jest zwolennikiem teorii, że to wszystko tylko wrazenie sprawiane przez dobrze napisany program osobowosci. Komputer znaleziony przez naszego bohatera, co bardzo dziwne, nie posiada zadnego systemu operacyjnego. Jedyne, co ma, to program uczący, co czyni z tego persocona w sumie odpowiednik małego dziecka, które trzeba nauczyć co to jest łyżka i dlaczego trzeba zdjąć buty przed wejsciem do domu. Ponieważ jedyne słowo jakie ten persocon mówi na początku to "chii", tak własnie dostaje na imię. Chi. I tu zbliżamy się do tego, o czym chciałam napisać.
Przez całą opowiesć Chi czyta ksiązeczkę, a własciwie kilka jej kolejnych tomów, taką obrazkową, jakby dla dzieci, choć ciężką do zrozumienia, bo pisaną raczej aluzjami i półsłowkami. Historia z tej serii ksiązek tak naprawdę opowiada historię Chi. A przedmiotem tej historii są poszukiwania. Poszukiwania "kogos tylko mojego". Tak własnie stworzono Chi, żeby szukała na swiecie "kogos tylko swojego". Kogos, kogo pokocha. Wiem, absurd, kochający komputer, ale taki był pomysł autorek. Chi tak zaprogramowano, że poszukuje kogos, kogo szczęscie stanie się dla niej najważniejsze. Największy dylemat, to czy jak już tego kogos znajdzie, to czy on będzie kochał ją, taką jaką jest, nie taką, jaką by chciał, ze wszystkimi jej wadami i zaletami, wszystkimi możliwosciami, ale i ograniczeniami też.
Chi znajduje "kogos tylko swojego". Ten ktos kocha ją. Chi odchodzi, znika. Bo tak własnie trzeba, żeby ten ktos mógł być naprawdę szczęsliwy. Bo nie chce stać na drodze jego szczęsciu...
Dzis rano przypomniało mi się jak bardzo ta częsć opowiesci przypomina mi mnie...
(tych, którzy obawiają się spoilerów informuję, że mangę nadal przeczytać warto, nie zdradziłam wszystkiego ;) )
1 komentarz:
Ladne.. I generalnie pozytywne.
Badz sikorkowata sikorka, sikorko.
Ciao!
Prześlij komentarz