poniedziałek, marca 12, 2007

Dies Irae by Ata&Sikorka odc.1

Dzis postanowiłam na poprawę humoru odkopać stare pisarstwo. W liceum, razem z kolezanką, pisałysmy opowiadanko. Pomysł był jej, ja dołączyłam do pisania drugiej częsci całej historii, której to rękopis znajduje się w znaczącej mierze w moim posiadaniu. Nie sądzę, zeby Ata miała cos przeciwko zamieszczeniu kawałka tutaj, tak więc zamierzam zrobić. Nie wrzucę jednak całosci nawet pierwszego rozdzialiku na raz, bowiem tak długiego posta nikt chyba nie przeczyta ;) (a w wordzie wychodzą w sumie tylko 4 strony A4 ;) ). Rozkoszujcie się zatem pierwszym fragmentem, mam nadzieję, że się spodoba :). Pierwszy rozdział jest moim ulubionym, więc na pewno zamieszczę jego dalszy ciąg :).

Dies Irae by Ata&Sikorka odc.1

Tiril rzuciła się z pazernością wygłodzonego psa na pachnącą ziołami pieczeń.
- Więc... ja... chcę się dostać.. do... Giert – cedziła przełykając ogromne kęsy mięsiwa. Rogue uśmiechnęła się łagodnie i podsunęła jej pod nos swoją przepiórkę z orzechami, po czym, załamawszy dłonie, wpiła w posilającą się mutantkę swe duże, ciemne oczy.
- To się świetnie składa, Tilvergu, bo ja też zmierzam w tamtym kierunku...
Til spojrzała na towarzyszkę z ukosa i otarłszy rękawem ociekającą tłuszczem brodę zawołała:
- Wina! Kielich wina! Nie, dzban! Eee... dajcie amforę!
- Dlaczego nie całą beczkę? – wtrąciła zjadliwie Rogue, popychając w stronę towarzyszki skórzaną sakwę, pobrzękującą minarami. Tiril zmarszczyła swe gęste, ciemne brwi i z nadętą miną wstała od stołu. Była na tyle spostrzegawcza, by dostrzec dziwną służalczość towarzyszącej jej dziewczyny.
- A za kobietę też mi zapłacisz? – rzuciła z przekąsem, nachylając się nad skonfundowaną towarzyszką. Rogue pozieleniała i parskając ze złości uderzyła pięścią w stół tak mocno, że aż kości podskoczyły na półmisku.
- Won! Won! Będziesz spać w stajni ty, ty... ty psi synu ty!
- Ty, ty, ty... – przedrzeźniała ją Tiril wydymając usta po każdym słowie. W rezultacie musiała spać pod gołym niebem, gdy tymczasem Rogue wylegiwała się w cieplutkim, miękkim łożu.

Następnego dnia obie dziewczyny zasiadły do wspólnego śniadania, ale żadna nie mogła nic przełknąć (Til ze względu na wczorajsze obżarstwo, Rogue, bo była zbyt dumna, by jeść w takim towarzystwie).
- Zdaje się, że za bardzo zmarudziłem. Będę musiał narzucić, by zdążyć przed opadami śniegu – stwierdziła Til spoglądając przez okno tawerny na las.
- Mamy jeszcze dwa, trzy miesiące do pierwszych śniegów. Zdążymy.
- Ja zdążę. Chyba nie sądzisz, że wezmę cię ze sobą? – spytała z niedowierzaniem mutantka. Rogue zarumieniła się i pogładziła Tiril po złotych włosach.
- Ależ Tilvergu, chyba mnie tu nie zostawisz...
Til zrobiło się przykro, że musi w tak podły sposób oszukiwać towarzyszkę i że nigdy nie będzie takim Tilvergiem, jakiego pragnie Rogue.
- Jeśli tego chcesz, no to w drogę! – zawołała wesoło, zarzucając na plecy spory tobołek i podając drugi zdziwionej Ro. – Nie myśl sobie, że będziesz miała ulgi tylko dlatego, że jesteś kobietą!

Dziewczęta ruszyły na wschód, przez gęstą puszczę Ritwaldu. Tiril myślała ciągle o spotkaniu z ojcem, a Rogue o Tilvergu. Obie szły zatem w milczeniu, pochłonięte własnymi marzeniami i wspomnieniami. Zanim zapadł zmierzch udało im się jakoś dotrzeć do miasta Rit (a raczej do niewielkiego grodu otoczonego wałem ziemi i niezbyt głęboką, błotnistą fosą).
- Wpuszczą nas? – zapytała nieśmiało Rogue, ostrożnie wstępując na zwodzony most. Tiril uśmiechnęła się tylko szelmowsko i wyciągnęła przed siebie prawą rękę. W chwilę później brama zamkowa zamieniła się w kupkę popiołu. Rogue aż klasnęła z zachwytu i pełna podziwu dla owego wyczynu niemal do ziemi skłoniła się przed towarzyszką.
- Ee tam.. nic wielkiego... – burknęła Til.
„Jest szalenie przystojny, diabelsko chytry, niezwykle inteligentny i do tego ma taką moc...” pomyślała akrobatka z uwielbieniem wpatrując się w oddalającą się Tiril.
- Hej, cyrkówka, masz zamiar gnić na tym moście?! - Ostre słowa ukochanego „Tilverga” oprzytomniły rozmarzoną dziewczynę.
- Hmm, może jest ideałem, ale czegoś mu brak i nie chodzi tu ani o ogładę, ani o dobre wychowanie... - wyszeptała cicho idąc posłusznie za kompanką.

Brak komentarzy: