piątek, marca 09, 2007

Każdemu wolno kochać - czyżby?

No to kolejny refleksyjny post. Chyba jeszcze jakis czas takie będą... Poza tym w sumie jak nie o refleksjach to o czym pisać? ;)

Tak się zastanawiam jak to jest z tą miłoscią. Czy miłosć w ogóle jest potrzebna? Czy mozna żyć bez miłosci? Czy mozna kochać za bardzo?

Z pozoru proste pytania i proste odpowiedzi: tak, nie i nie. A jednak wcale niekoniecznie.

Niektórzy swiadomie decydują się na zycie bez miłosci. Na zycie w pojedynkę lub tez na tzw. małzeństwo z rozsądku. Ale tak na dobrą sprawę, czy rzeczywiscie rezygnują z miłosci? Nie wierzę, że samotna osoba od czasu do czasu nie miewa miłosnych przygód - owszem, moze nie jest to podparte trwałym uczuciem, ale jednak na jakis czas wpada w stan zauroczenia czy nawet zakochania. A ze wypada z niego równie szybko? No cóz... tak bywa. Podobnie w małzeństwie z rozsądku, nie wierze, ze przywiązanie, które jest czyms naturalnym po długim czasie bycia razem, nie niesie ze sobą znamion miłosci - moze nie tak szalonej i wybuchowej jak gdy człowiek jest zakochany, ale jednak. Prawdziwie bez miłosci zyje chyba tylko ten, kto kocha kogos, z kim być nie moze lub nie chce - zyje zatem niejako bez miłosci, choć uczucie jest w nim.

Miłosć sprawia, ze człowiek jest zdolny przenosić góry. Dlatego jest potrzebna. Choć każdy, komu złamano serce i jeszcze go nie posklejał zapewne zaprzeczy i stwierdzi, ze miłosć to zło najgorsze, zbrodnia największa i lepiej by jej nie było. Ale nawet Ci ludzie tak nie myslą, nawet oni, wbrew temu co twierdzą, chcą znów kochać. Bo nie ma innego stanu, w którym człowiek czułby się tak cudownie. Miłosć podnosi wiarę w siebie i własne siły, aplikuje kazdemu zakochanemu potęzną dawkę optymizmu. Czy moze zatem być niepotrzebna? Tak... wtedy, gdy kochamy kogos, z kim być nie mozemy lub kto nie kocha nas - wtedy miłosć zamiast nas unosić wbija nas w ziemię.

Załóżmy jednak, ze mowa o odwzajemnionej miłosci - czy moze jej być zbyt wiele? Przecież to takie cudowne uczucie! A jednak - może. Jakim sposobem? Czasem zbyt wiele wyrazów uczucia staje się męczące - mozna kogos przesłodzić naszą miłoscią lub wręcz zamęczyć zaborczoscią, która moze być wynikiem nadmiaru uczuć. Z drugiej strony, czasem mozna kochać tak bardzo, że zapomina się o sobie - wtedy jezeli mamy nieodpowiedniego partnera usprawiedliwiamy wszystkie jego braki, wady i nieodpowiednie zachowania, pozwalamy mu na wszystko i nie żądamy nic w zamian, krzywdząc tym samych siebie. A nawet jesli partner jest dobry, kocha itp, w któryms momencie znudzi mu się to jak dobrze mu jest i odejdzie w poszukiwaniu rozrywki - tak mówią statystyki (mężowie na ogół opuszczają kochające żony, które są dla nich naprawdę dobre - po prostu im się nudzą, a wcale nie musi to oznaczać, że kobiety te przestały dbać o siebie, akurat ten aspekt wcale tak wiele nie zmienia).

Niektórzy nie potrafią obdarzyć uczuciem, czy tez tego okazać po prostu, inni z kolei nie potrafią swych uczuć poskromić i mozna czytać z nich jak z otwartej karty, a potem niestety to wykorzystać. Miłosć to bardzo trudna rzecz...

I jeszcze jedna kwestia - czy tak naprawdę można kochać więcej niż raz? Według mnie kochać mozna wiele razy. Tak długo, az odnajdzie się tę prawdziwą miłosć. A czym ona w takim razie jest i jak ją poznać? Prawdziwa jest ta miłosć, która trwa na wieki, ta, która jest odwzajemniona, daje szczęscie i nigdy się nie kończy. Ta, która sprawia, że ludzie są ze sobą do końca życia. Ale jak zatem poznać ją na początku? Nie da się. Za każdym razem kocha się naprawdę. Albo raczej za każdym razem wierzy się, że się kocha naprawdę. Dopiero wspólnie spędzone, szczęsliwe lata, które nie są w stanie naruszyć tej miłosci, pokazują, że jest ona tą prawdziwą i tą jedyną. A w kazdym razie takie jest moje zdanie.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Miłość trwa 2 miesiące; później przychodzi przywiązanie/kompromis/przyzwyczajenie. Jeżeli nie przychodzi to czekamy na kolejny zastrzyk chemii... Ot to cała miłość... Wytwór woli przetrwania gatunku...

sikorka pisze...

Nie zgodzę się z tym. Owszem, zakochanie raczej nie trwa wiecznie (chociaż widziałam i zachowania wskazujące na co innego), ale jeżeli było zakochaniem, a nie zauroczeniem, to zamienia się w dojrzałą miłość, która rzeczywiście jest w dużej mierze przywiązaniem, ale jest też czymś więcej. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale to się czuje :)

Anonimowy pisze...

Jedynie prawdziwa miłość to miłość małżeńska, w obliczu Boga i Jezusa Chrystusa. Uprawiając przedmałżeńskie cudzołóstwo sami skazujecie się na cierpienie, ulegając podszeptom szatana.

sikorka pisze...

To się dopiero nazywa spaczony umysł. W moim tekście nie było żadnej wzmianki o seksie, była mowa jedynie o uczuciach. No ale "głodnemu chleb na myśli".

Anonimowy pisze...

bzzzzzzzzzzzzzzzyyyy

Yohko pisze...

po pierwsze - zlikwiduj mozliwosc dodawania komentarzy przez anonimow - popatrz, specjalnie dla Ciebie sie zarejestrowalam :)

po drugie - jesli milosc nie jest oparta przede wszystkim na przyjazni i wspolnych (dobrych!) doswiadczeniach, to w wiekszosci wypadkow nie bedzie trwala, czy bedzie malzenska czy nie. oprocz namietnosci/pozadania/urody pare powinno laczyc jeszcze cos wiecej, wtedy moga byc ze soba nawet cale zycie. tak jakos wychodzi z mojego skromnego doswiadczenia, i z obserwacji.